Jej ręka delikatnie opadała z
łóżka. Przesuwała palcem po parkiecie, w kompletnym zamyśleniu. Nie miała siły
wstać. Nie chciało jej się wstać. Spotkanie z testosteronem otrzeźwiło
singielkę. Bolało, ale miała świadomość tego, co kryje się pod twarzą idealnego
faceta. Co też ona sobie myślała? Miał z tego świetną zabawę. Codziennie,
widziała siebie w lustrze i zastanawiała się, co w niej zobaczył. Jednak nic nie
zobaczył. Była jak kolejny worek kartofli w jego mieszkaniu. W końcu sama
podała mu się na srebrnej tacy, przez te głupie nocne telefony. Do kogo mogła
mieć teraz pretensje? Do niego? Najwięcej do siebie. Dała się omamić jego
urokowi. Zapewne nie ona jedna. Wciąż zastanawiała się, jak mogła mu wyznać, że
go kocha. Przecież to była największa bzdura. Owszem podobał się jej, pociągał ją fizycznie ale
miłość? Miłość to coś głębszego, coś co buduje się miesiącami, a nawet latami.