Przymknęła oczy. Jego głos był
jak balsam dla duszy, którego potrzebowała. Chciała go słuchać. Choć broniła
się przed tym jak tylko mogła, chciała by był blisko. W zasięgu wzroku. Tak
blisko, by mogła chwycić go za rękę. By mógł ją objąć swoim ramieniem. By nigdy
nie puścił. W chwili gdy szeptał jej do ucha, chciała zapomnieć o wszystkim.
Wybaczyć. Bez strachu, przytulić się do niego i nie obawiać się czułości, którą
jej oferował. Po chwili oprzytomniała. Dopomógł w tym delikatny wiatr, który smagał
jej policzki. Gdy otworzyła oczy, Tomasz stał kawałek dalej, spoglądając na
najwyższe kondygnacje, tego trzy piętrowego szarego budynku. Znów poczuła
znajome ukłucie w sercu, gdy na niego patrzyła. Monika mówiła jedno, ona czuła
drugie.. Musiała to jakoś wypośrodkować. Bycie zołzą nie było w jej stylu,
chociaż jemu, zdecydowanie się należało. Z drugiej strony.. miała teraz okazję
być blisko. Bardzo blisko. Udawane małżeństwo? Czy może być lepsza okazja, by bez podejrzeń
zbliżyć się do niego, a jednocześnie nie dać mu satysfakcji, że to co robi jest
prawdziwe? Chyba nie. Wszystko może być dla potrzeby roli. Tylko, że nie
wszystko można zaplanować, a sytuacje lubią wymykać się spod kontroli. O tym
miała się dopiero przekonać.