Słońce
chyliło się ku zachodowi, gdy Elka spacerowała Krakowskim Przedmieściem. W
weekendy tętniąca życiem ulica, w poniedziałkowy wieczór wydawała się zapadać w sen.
Owszem, gdzieniegdzie słychać było muzykę i gwar z kawiarnianych ogródków,
jednak Ela zdawała się być niewzruszona na otoczenie. Idąc przed siebie,
zastanawiała się, co jeszcze się może wydarzyć, co będzie wisienką na torcie
tego koszmarnego dnia. Zamiast udanej randki, kolejna porażka. Zamiast spokoju
w domu, matka histeryczka. A
zamiast przyjaciela, pieprzony hipokryta – westchnęła zatrzymując się na
przejściu.
Czekając
wraz z innymi, rozejrzała się po obcych dla siebie twarzach. Jedne
uśmiechnięte, inne zmęczone albo zatroskane. Każdy dokądś zmierzał, tylko ona
nie bardzo wiedziała gdzie iść. Nie mogła zostać w domu. Musiała się przejść.
Po tym jak zostawiła samochód pod kamienicą, ruszyła w miasto. Teraz
przechodząc obok jednej z cukierni, zatrzymała się spoglądając na witrynę.
Przepełniona łakociami, wręcz kusiła by wejść do środka. Nie zastanawiając się
ani chwili dłużej, popchnęła drzwi.