Zaskoczył
ją. Była święcie przekonana, że w ferworze zajęć i ostatnich wydarzeń w jej
domu, zapomni o nieudolnej próbie wywiezienia go za miasto. Zwłaszcza w celu
zrobienia nikomu niepotrzebnych zdjęć. Tym bardziej Dorocie, która stanowczo
zakazała Elce zajmować się tą sprawą. Według niej, Kowalik nie mogła im już
pomóc.
Czy
aby na pewno? Z początku Elka próbowała ją przekonać, że w ludziach jest siła.
Jeśli podniesie raban, tłum się skrzyknie i mogą coś razem zdziałać. Niestety,
jej argumenty nie przekonały Doroty i sprawa poszła do szuflady. Do
przedwczoraj.
Tonący
brzytwy się chwyta, a ona nie wiele myśląc, wypaliła z tematem widmo. Nie
liczyło się co i gdzie, byle tylko podróż i czas trwania spotkania był jak
najdłuższy. Przecież celem podróży nie były tak naprawdę zdjęcia, a Tomasz,
tylko, że musiała mieć cholernie dobry pretekst, żeby wywlec go
z redakcji. I taki był.. Do czasu.
W
obecnej sytuacji, wydawał się być całkowicie bez sensu. Na co jej były zdjęcia
do artykułu, który się nie pojawi. Po drugie.. Tomasz w tym czasie mógł zająć
się swoimi sprawami, a nie biegać z nią po wsi i robić zdjęcia, które nikomu
nie pomogą. A po trzecie.. To już nie będzie randka, tylko praca.
Z
zajętymi facetami się nie randkuje, z nimi się co najwyżej pracuje – westchnęła.
Z
taką myślą opuściła redakcyjną toaletę, idąc prosto do windy. Tomasz czekał już
na dole. Po tym jego nagłym zrywie do wyjazdu, poprosiła o 10 minut. Musiała
chwilę pomyśleć, a przynajmniej zebrać swoje rzeczy i zacząć wielką
improwizację.
Wiedziała,
że jeśli kiedykolwiek przyzna mu się do tego kłamstwa, rozniesie ją na kawałki.
Analizując prawdopodobne konsekwencje jej durnego pomysłu, milczenie było
bardziej opłacalne. Jednym plusem tej akcji-konspiracji, poza miłym
towarzystwem Tomasza, było wyrwanie się z redakcji na całe popołudnie.
Gdy
wsiadła do windy, nie była sama. Obok niej stały dwie praktykantki, które żwawo
dyskutowały, że soboty i niedziele powinny być wolne. Miały racje. Powinny.
Była sobota, 6 czerwca, a oni musieli stawić się w redakcji. Praca dziennikarza
portalu „Co tam?” nie kończyła
się o 17 w piątek.
To
był 24-godzinny dyżur, siedem dni w tygodniu. Faktycznie, w niedziele nikt ich
nie zmuszał do bycia w redakcji, ale pod telefonem.. To już inna bajka. Dorota
Łapacka miała parcie na sukces. Potrzebowała do tego absolutnie dobrych i
oddanych sprawie dziennikarzy. A jak to wychodziło w praktyce? Do dupy. Po
pewnym czasie i tak większość pracowników olewała krzyki i groźby naczelnej.
Elka również.
Chociaż
na dzisiejszym kolegium, Dorota miała pretensje do wszystkich, to głównie
tyczyły się one Elki. Oczywiście nie zrobiła tego imiennie. Pomimo wielu uwag
jakie miała do pracy Elki, to sama zainteresowana wiedziała, że jest bezpieczna.
Felietony Singielki były kołem ratunkowym, którego Dorota nie mogła wyrzucić za
burtę. Rozmawiając później z Tomaszem, Elka mogła sobie pożartować i go
nastraszyć. Nie sądziła, że fotograf weźmie to wszystko na serio.
Kiedy
Elka znalazła się na parkingu, dostrzegła Tomasza rozmawiającego przez telefon.
Podeszła nieco bliżej, ale nie na tyle, by czuł się skrepowany jej obecnością.
W pewnym momencie ją zauważył i gestem ręki dał znak by podeszła.
Po
chwili skończył rozmowę.
–
Wszystko zabrałaś? – zapytał z uśmiechem na twarzy.
–
Chyba tak.. Chociaż ze mną to nigdy nie wiadomo – roześmiała się. – Pewnie i
tak o czymś zapomniałam. Jak znam swoje szczęście.. – wzięła głębszy
oddech – to będziemy w połowie drogi jak sobie o tym przypomnę – spojrzała na
niego.
–
Czyli szykuje się wyjazd pełen atrakcji – zaśmiał się, otwierając jej drzwi.
–
Lepiej tak nie mów, bo naprawdę coś wykraczesz – zerknęła na niego.
–
A co? Wolisz nudne popołudnie w reakcji czy atrakcje w plenerze? – zaśmiał się.
–
Zależy jakie to będą atrakcje.. – zaśmiała się wsiadając do auta.
–
A o jakich atrakcjach myślisz? – spojrzał na nią gdy tylko wsiadł.
–
Nie chcesz tego wiedzieć – roześmiana pokręciła głową.
–
Zaintrygowałaś mnie.. – zaśmiał się. – No to mów, gdzie jedziemy?
–
Już momencik.. zaraz Ci powiem co to za miejscowość.. – zaczęła szperać w
torbie za czarnym notesem. Gdy go wyjęła, otworzyła zaznaczoną stronę. – Do..
Jak to się czyta? – powiedziała sama do siebie, nie mogąc przeczytać nawy
miejscowości.
–
Pokaż mi to.. – zerknął w jej notes. – Ale to nie jest w stronę Sochaczewa.
–
Nie jest? A ja mówiłam, że jest? – spojrzała na niego speszona.
–
Nie, nie jest – zaśmiał się pod nosem. – Ta wieś leży między Mińskiem
Mazowieckim, a Otwockiem. Powiedziałbym, że nawet jeszcze dalej – popatrzył na
nią.
Elka
słysząc jego słowa, czuła, że po raz kolejny zrobiła z siebie idiotkę.
–
Brawo ja.. Jestem tak zakręcona, że nawet mylę kierunki – westchnęła
zawstydzona.
–
Przecież nie musisz znać całej Polski – zerknął na nią odpalając silnik.
–
Tak, ale powinnam pamiętać, gdzie jadę robić reportaż. W końcu sama robiłam
research, gdy wpadłam na ten temat – pokręciła głową. – Swoją drogą.. Skąd Ty
wiesz tak dokładnie gdzie to jest? A no tak zapomniałam.. Magister geografii –
uniosła brew.
–
To też, ale nie w tym przypadku – zaśmiał się. – Po prostu któregoś razu
jechałem z Lublina i był objazd. Skierowali ruch na boczne trasy i tak
zwiedziłem połowę wiosek w tej okolicy.. Stąd kojarzę tę miejscowość –
uśmiechnął się.
–
Przynajmniej się nie zgubimy.. – przytaknęła sama sobie.
–
Optymizm zachowaj do wieczora – spojrzał na nią.
–
A dlaczego? – zmarszczyła brwi.
–
Jak Ci powiem, to mi się oberwie – zmrużył oczy.
–
Mów.. może Cię oszczędzę – zerknęła na niego.
–
Jedziemy tam razem. Z Tobą nigdy nie wiadomo co nas czeka – zacisnął wargi.
–
Jesteś wredny wiesz? – pokręciła głową.
–
Teraz już wiem – uśmiechnął się.
Podczas
jazdy nie rozmawiali za wiele. Elka skupiła się na napisaniu kilku pytań, które
mogłaby zadać mieszkańcom. Skoro zdecydowała się podtrzymywać to kłamstwo,
musiało mieć ręce i nogi. Tomasz nie musiał wiedzieć, że jadą tam na darmo.
Chociaż naprawdę chciała pomóc tym ludziom, bez rozgłosu nie mogła zrobić
wiele. Już raz próbowała przemówić Dorocie do rozsądku, to ta odesłała ją z
kwitkiem. Jeśli teraz przyjdzie z gotowym tematem.. rozniesie ich oboje. Była w
kropce. Szkoda jej było Tomasza, który naprawdę chciał jej pomóc. Poświęcał
swój wolny czas na marne.
Gdy
zjechali z głównej drogi, dojazd do wioski okazał się być niezłym wyzwaniem.
Pierwszy raz była w tym miejscu. Jadąc przez liczne zakręty, mijali kolejne
wioski w układzie ulicówek. W pewnej chwili Tomasz się zatrzymał. Opuścił
szybę i zapytał przechodzącego poboczem mężczyzny, czy dobrze jedzie. Po
upewnieniu się, ruszył dalej. W tym samym czasie, zaczął dzwonić jej telefon.
Kiedy tylko go wygrzebała, westchnęła i odrzuciła połączenie, wrzucając telefon
z powrotem do torby.
–
Mogłaś odebrać.. – spojrzał na nią.
–
Ale nie chciałam – odparła zerkając na niego.
–
Trudna rozmowa? – zapytał.
–
Powiedzmy, że nienapawająca optymizmem – spojrzała przed siebie.
–
W takim razie nie pytam.. – zerknął na nią przelotnie.
–
Moja matka mnie wkurza.. – odparła po chwili milczenia..
–
No nie powiem.. Ciekawa z niej kobieta – przytaknął sam sobie.
–
No właśnie.. Sam byłeś świadkiem, do czego jest zdolna – pokręciła głową.
–
Matki już chyba takie są.. – uśmiechnął się.
–
Ciekawa jestem czy mówiłbyś tak, gdyby to do Twojego mieszkania wpadła Twoja
matka i zastała w łóżku z trzema kobietami.. – spojrzała na niego zaciskając
wargi.
–
Po pierwsze w Twoim łóżku byłem tylko ja, nie wszyscy trzej.. Po drugie,
byliśmy ubrani, a po trzecie.. Zamykam drzwi na klucz – spojrzał na nią
próbując być poważnym.
Po
chwili spoglądania na siebie oboje parsknęli śmiechem.
–
Jest mi cholernie głupio Tomasz.. – spojrzała na niego wciąż się śmiejąc.
–
Niepotrzebnie.. To nie była Twoja wina – zaśmiał się.
–
Ona po tej akcji myśli, że ja z każdym coś.. Że my.. – zakryła twarz dłońmi.
–
Aż tak? – spojrzał na nią.
–
Mam ochotę zapaść się pod ziemię.. – mruknęła pod nosem lekko się osuwając.
–
Zostaw to na wieczór. Jesteśmy na miejscu.. – uśmiechnął się do niej.
–
Już? – spojrzała na niego, siadając już normalnie. – No dobra.. To zbierajmy
się.
–
To od czego zaczynamy? – zerknął na nią gdy wysiadała.
–
Pukamy i pytamy.. – odparła, rozglądając się dookoła.
–
Chcesz łazić od domu do domu? – zmarszczył czoło.
–
Jeszcze nie wiem.. – zaśmiała się. – Chodź. Zaczynamy od tego domu.
–
Myślałem, że najpierw zrobimy zdjęcia kaplicy.. – spojrzał na nią.
–
Kaplica jest w lesie.. Chcesz teraz chodzić po lesie? – spojrzała na niego.
–
A Ty chcesz chodzić jak będzie ciemno? – uniósł brwi.
–
Okej.. chyba mnie przekonałeś.. – zmarszczyła czoło.
–
A Państwo to kogoś szukają? – odezwał się starszy człowiek.
–
Nie.. A właściwie to tak – odwróciła się w stronę mężczyzny, podchodząc bliżej
i podając mu rękę. – Elka Kowalik z portalu „Co tam?”. Przyjechałam porozmawiać z mieszkańcami, w sprawie
protestu dotyczącego zamknięcia starej kaplicy.
–
Dziennikarka z Warszawy o której mówił sołtys.. – pokiwał głową.
–
Tak dokładnie. A to mój kolega z pracy.. – zerknęła na Tomasza.
–
Tomasz Górski – uścisnął dłoń mężczyzny.
–
Bogusław Adamski.. miło mi – spojrzał na nich oboje.
–
To może skoro już rozmawiamy.. – Elka spojrzała na mężczyznę. – To może opowie
mi Pan coś na ten temat.. Co tu się tak właściwie dzieje? O co w tym chodzi?
–
A co ja mogę Państwu powiedzieć? Nikt nie chce stracić tej kapliczki.
Mieszkańcy są bardzo przywiązani do tego miejscem.. Każda jedna osoba, która tu
mieszka powie dokładnie to samo. Widzi Panię tę brunetkę? – wskazał palcem na
zamykającą drzwi kobietę. – To Pani Danusia, nasza sklepikarka.. Bardzo pobożna
kobieta. Nie wyobraża sobie, żeby mieli wyburzyć takie miejsce pod turystyczną
inwestycję. Pan Waldek, nasz stolarz, to samo. Pan Mirek.. No każdy. – spojrzał
na Elkę. – Wszystkie święta, chrzciny, śluby.. Wszystko tam się odbywa. Naszego
proboszcza wszyscy uwielbiamy. Złoty człowiek.. Każdemu pomoże, wysłucha. Jest
naszą ostoją we wsi.
–
Boguś! – krzyknęła wychodząca z za rogu kobieta. – Co ludzi zaczepiasz?
–
Nikogo nie zaczepiam – odwrócił się do krępej blondynki. – Państwo przyjechali
z Warszawy.. Wypytują o naszą kapliczkę. Pani jest dziennikarką o której
wspominał Marek. Chcą napisać reportaż o tym miejscu. – odparł kobiecie, która
do nich podeszła.
–
Pani kochana.. Ja tego nie rozumiem.. – kobieta zwróciła się w stronę Elki. –
Jak to jest możliwe, że jakiś gość, niewiadomo skąd, przyjeżdża tu jak do
siebie. Mówi, że kupił działkę i na miejscu kościoła wybuduje pensjonat.. Ot
tak, po prostu. Toż to absurd. To jest bez sensu. Ani my tu nie mamy nic dla
turystów, ani nic się tutaj nie dzieje.. To po co nam jakiś pensjonat? –
westchnęła załamując ręce.
–
A o czym rozmawiacie? – nagle zza pleców Tomasza wyłoniła się inna kobieta.
–
Basieńko, dziennikarze z Warszawy chcą zrobić reportaż o tym durniu, co chce
nam tu budować pensjonat. Znaczy chcą.. Czego właściwie chcecie? – spojrzała na
Elkę.
–
Chcemy usłyszeć co tu się dzieje.. Co mieszkańcy myślą o tej inwestycji. Po
prostu chcemy mieć dowód, że to co zamierza ten człowiek jest absolutną
głupotą. Że nikt nie potrzebuje tu takiego pensjonatu, że chcecie mieć swoje
miejsce jak do tej pory.. Tak naprawdę ta sprawa jest bardzo sporną kwestią –
westchnęła spoglądając na każdego z osobna, w tym na Tomasza. – Dla
każdej wsi, jakakolwiek inwestycja to są pieniądze.. Przyjezdni przychodzą do
sklepu, potrzebują usług.. Agroturystyka ma swoje plusy. Z drugiej strony,
nie można robić tego takim kosztem. Nie można zabierać ludziom miejsca, które
jest ważne, które kochają, a dawać w zamian coś, czego nikt tutaj nie chce.
Mówiąc prościej, potrzebuje cholernie dobrych argumentów, które przekonają mnie
i innych, że ta kaplica jest bezcenna. Że nie można jej zniszczyć.
Gdy
zapadła chwila milczenia, każdy z mieszkańców popatrzył po sobie. Elka nie była
pewna czego się może spodziewać. Co od nich usłyszy. W końcu jedna z kobiet
drapiąc się po policzku, popatrzyła na dziennikarzy z Warszawy.
–
Pojedźcie do Kryńskich..Oni dadzą wam wystarczający dowód na to, że to miejsce
jest naprawdę ważne i przynosi ludziom szczęście – uśmiechnęła się.
–
A kim są Państwo Kryńscy? – Elka zmarszczyła nieco czoło.
–
Niebawem stuknie im 60 lat jak są małżeństwem.. Chcieli odnowić przysięgę
małżeńską w tej samej kaplicy, w której się pobrali. Właśnie w naszej kaplicy.
Dla mnie to wystarczający powód, żeby nie odbierać starszym ludziom tej chwili
szczęścia, która może być ostatnią – kobieta popatrzyła na Elkę, po chwili
odchodząc w stronę domu.
Elka
słysząc co mówi ta starsza pani, poczuła, że napływają jej łzy do oczu. Odeszła
od nich kawałek, spoglądając przed siebie, żeby nikt nie zobaczył jej twarzy.
Wzięła głęboki oddech, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Teraz naprawdę
zrobiło się głupio. Chciała wykorzystać to miejsce i ludzi dla własnych pobudek,
a oni naprawdę byli zrozpaczeni. To nie była błahostka, tylko bardzo ważna dla
nich sprawa. Tomasz patrząc na Elkę, nie miał zielonego pojęcia co jest w
stanie zrobić i jak może im pomóc. Po
chwili zastanowienia, nie bacząc na to co powie Dorota, Elka się odwróciła.
–
Gdzie oni mieszkają? – zapytała.
–
Za lasem, w starym dworze.. – odparł mężczyzna.
–
Jak tam dojechać? – popatrzyła na niego.
–
Nie dojedziecie samochodem.. Trzeba iść pieszo przez las – westchnął.
–
Ewentualnie rowerem.. – odezwała się kobieta.
–
To już chyba wolę nogi.. – uśmiechnęła się Elka.
–
A to daleko? – zapytał Tomasz.
–
Z jakieś.. 3-4 kilometry? Coś koło tego.. – Bogusław pokiwał głową.
–
Ile? – Elka zbaraniała. – Ale jak starsi ludzie mają pokonywać taką odległość?
–
Nie, nie.. To nie jest tak, że cały czas. Po prostu trwa naprawa mostu, którym
można przejechać i przez kilka dni nie ma dojazdu. No macie Państwo pecha
niestety, ale z drugiej strony, to jest drugie tyle co stąd do kaplicy.
Tam pewnie też pójdziecie, to będziecie mieli po drodze – popatrzył na oboje.
–
No dobra.. skoro tak Pan mówi, nie pozostaje nam nic innego – westchnęła.
–
To gdzie możemy ewentualnie zostawić samochód? – dopytał Tomasz.
–
A nawet u mnie pod domem.. Nie ma problemu – uśmiechnął się do niego.
–
To co? Idziemy? – Tomasz zerknął na Elkę.
–
Jeszcze się pytasz? – spojrzała na niego. – Chcę usłyszeć tę historię.
–
To zaczekaj, wezmę rzeczy, odstawię samochód i zaraz wrócę – uśmiechnął się
spoglądając na Elkę. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechali, dostrzegł w jej
oczach determinację. Czuł, że teraz nie odpuści tej sprawy.
–
Nie mam wyjścia jak zaczekać. Sama nie będę chodzić po lesie – odparła z
ironią.
–
To gdzie mam zaparkować? – w końcu podszedł do Pana Bogusława.
–
Pan wsiada, to pokaże – odparł z uśmiechem.
–
To ja zapraszam, podwiozę przy okazji – odpowiedział, stając przy aucie.
–
A w sumie.. Po co mam nadwyrężać kolana – zaśmiał się wsiadając do auta.
Gdy
Tomasz wraz z mężczyzną odjechali kawałek dalej, Elka została w towarzystwie
tej kobiety, która jako pierwsza zaczepiła ich gdy rozmawiali z facetem. Mając
okazję, Elka zapytała ją, kto jeszcze chętnie by z nimi porozmawiał. Kiedy
zapisywała sobie namiary do innych mieszkańców wioski, Tomasz właśnie parkował.
Wysiadając z auta, zabrał torbę z aparatem. Pan Bogusław również wysiadł,
podpierając się drewnianą laską. Spojrzał na Tomasza, gdy ten zamykał drzwi.
–
Mogę coś zasugerować? – nagle się odezwał.
–
Naturalnie.. O co chodzi? – odparł Tomasz, wkładając torbę na ramię.
–
Trzymajcie się żwirowej ścieżki w lesie. Jest bardzo gęsty i łatwo się w nim
zgubić.. Poza tym, nie dajcie się wciągnąć w długą rozmowę bo zastanie Was noc.
Po zmroku nikt nie chodzi po lesie, nawet mieszkańcy.. – popatrzył na niego
całkiem poważny.
–
Nie sądzę, żeby zeszło nam tak długo.. – uśmiechnął się.
–
Tylko ostrzegam, różne rzeczy dzieją się w lesie.. – odparł kierując się do
drzwi.
–
Ale że co? Dzikie zwierzęta? – zmarszczył czoło.
–
Zwierzęta to Wasz najmniejszy problem.. – mężczyzna pokręcił głową.
–
Pan żartuje.. Duchy? Nie wierzę w takie rzeczy – roześmiał się.
–
A powinien Pan.. – mruknął wchodząc do domu.
–
Dziwak.. – mruknął pod nosem, idąc już w stronę Elki, która została sama.
–
No w końcu.. – rozłożyła ręce – byłeś na herbatce? – zaśmiała się.
–
Nie.. facet gadał o duchach.. – roześmiał się spoglądając na Elkę.
–
Jakich duchach?! – spojrzała na niego jakby ją ktoś trzasnął piorunem.
–
Daj spokój.. Jakieś zabobony – pokręcił głową. – Chodźmy.
–
Nie lubię duchów.. Nie strasz mnie – zerknęła na niego.
–
Spokojnie.. Nic Ci nie grozi – uśmiechnął się.
Dziesięć
minut później, gdy oboje szli coraz bardziej w głąb lasu, Elka próbowała
znaleźć jakieś informacje o samej kaplicy. Nie było tego wiele.. Tak naprawdę
poza datą powstania, nazwiskiem cieśli oraz samym stylem budowy kapliczki, nie
znalazła nic ciekawego. Jak do tej pory, jedyną ciekawostką związaną z tym
miejscem była owa para, którą chciała odwiedzić. Sześćdziesiąt lat małżeństwa?
Naprawdę? To takie związki w ogóle istnieją? – pomyślała chowając telefon.
Ten stał się bezużyteczny, gdy zabrakło zasięgu. W pewnej chwili zerknęła
na Tomasza, który podczas tego spaceru, co jakiś czas robił zdjęcia. W sumie
nie wiedziała co dokładnie fotografuje, bo wszystko dookoła wydawało się być
podobne. On jednak widział w tym sens. Gdy tylko weszli nieco dalej,
potwierdziły się słowa faceta. To był cholernie gęsty las.. Dość łatwo było
można pomylić ścieżkę, choć ta główna faktycznie była wysypana żwirem.
Postanowił więc co jakiś czas zrobić zdjęcie czegoś charakterystycznego. Tak na
wszelki wypadek..
Jakiś
czas później, w oddali Elka zauważyła drewniany budynek. Znajdował się wśród
gęsto posadzonych sosen. Był też usytuowany na lekkim piaskowym wzniesieniu.
Ogólnie las przypominał nadmorskie bory. Brakowało tylko szumu morza za drzewami
i byłby komplet. Popatrzyli na siebie, gdy zatrzymali się przed drewnianym
niskim płotkiem, który stanowił granicę terenu gdzie stała kaplica.
Elka
pchnęła za prowizoryczną furtkę i skierowała się w kierunku schodów
prowadzących do drzwi kaplicy. Tuż za nią wszedł Tomasz. Po bokach drogi
wyłożonej kostką, stało kilka drewnianych ławek bez oparcia. Nie musiała mówić
Tomaszowi co ma robić. Sam wiedział i od razu zabrał się do pracy. Zanim
postanowiła obejrzeć kaplicę, przez chwilę rozejrzała się dookoła tego miejsca.
Bezapelacyjnie miało swój klimat. Nie sądziła, że na Mazowszu można jeszcze znaleźć
takie kapliczki.
Kiedy
już obeszła budynek dookoła, wspięła się po dziesięciu stopniach i stanęła
przed drzwiami. Przez chwilę obawiała się, że to miejsc otwarte jest tylko
podczas mszy. W końcu poza nimi, nie było tutaj żywej duszy. Naciskając na
klamkę, otworzyła szerzej drzwi by zajrzeć do środka. Robiąc krok do przodu,
weszła w głąb drewnianego budynku. Stojąc naprzeciwko ołtarza, przeżegnała się,
a dopiero później zaczęła rozglądać. Chociaż nie bywała w kościele co
niedziele, to miała szacunek do takich miejsc. Wywoływały w niej taki rodzaj
uczucia, którego nie umiała do końca określić. W pewnym momencie, jej
myśli utknęły w próżni. Nawet nie usłyszała zbliżającego się za jej plecami
Tomasza. Gdy wszedł do środka, poczuł przyjemny chłód.
Pogoda
od początku czerwca dopisywała, a temperatury z dnia na dzień były coraz
wyższe. Co prawda lubił lato, ale czasami skoki temperatury były nieznośne.
Stając za Elką, również rozejrzał się po wnętrzu kaplicy.
–
Ładnie tu.. – odezwał się, jednak Elka nie zareagowała. Dopiero gdy dotknął jej
ramienia, wróciła na ziemię i odwróciła się w jego stronę.
–
Co powiedziałeś? – zmarszczyła odrobinę czoło.
–
Że ładne miejsce.. – uśmiechnął się. – Coś się tak zamyśliła co?
–
Myślałam o tej parze.. – zerknęła na niego.
–
I do jakich wniosków doszłaś? – popatrzył na nią.
–
Czy to w ogóle możliwe, żeby być z kimś tyle lat i wciąż się tak kochać, żeby
chcieć odnowić przysięgę małżeńską.. – odparła spoglądając na niego. – Dla mnie
to obłęd..
–
Myślę, że tak.. Znaczy.. Chciałbym, żeby tak było, ale jak sama mówisz.. Takie
przypadki zdarzają się jeden na kilkadziesiąt małżeństw – zerknął na nią.
–
Może Tobie i Sylwii tak wyjdzie.. – odparła, po czym wyszła z kaplicy.
–
Ale my nie jesteśmy.. – odwrócił się za Elką, po chwili również wychodząc.
Elka
siedziała przed kaplicą na schodach, spoglądając ku niebu i mrużyła oczy.
–
Czemu tak wyleciałaś? – zapytał podchodząc bliżej i również usiadł.
–
Kościoły mnie przygnębiają.. – mruknęła, zakładając okulary.
–
Czasami Cię nie rozumiem.. – pokręcił głową spoglądając przed siebie.
–
I vice versa.. – zerknęła na niego. – Lepiej już chodźmy. Czeka nas drugie tyle
drogi.
–
Czy mi się wydaje czy jesteś zła? – popatrzył na nią.
–
Ja? Nie.. Bzdury opowiadasz. Nie jestem zła – wzruszyła ramionami.
–
Tak mi się wydawało przez chwilę.. – pokiwał głową.
–
Źle Ci się wydawało – mruknęła wstając ze schodów. – Idziemy..
–
Tak jest szefowo – spojrzał na nią, również się podnosząc.
Gdy
już przeszli kawałek dalej zostawiając za sobą kapliczkę, skręcili w lewą
stronę. Tą dróżką mieli iść kilkadziesiąt metrów, aż zobaczą rozwidlenie..
Idąc, oboje milczeli. On jakoś nie chciał jej się narażać, a ona zwyczajnie
straciła humor. Stojąc w kaplicy, naszła ją refleksja na temat własnego życia.
Myśląc o parze z sześćdziesięcioletnim stażem, zwyczajnie im pozazdrościła.
Mając 32 lata była sama, więc musiałaby doczekać bardzo długiego życia, żeby
kiedykolwiek zaznać takiego uczucia.. Poza tym, gdy dostrzegła Tomasza,
wezbrała w niej zazdrość, że on ma już kogoś z kim mógłby żyć długo i
szczęśliwie. Miał rację. Była zła.. Zła i zazdrosna, że jest sama.
–
Będziemy tak milczeć całą drogę? – zapytał robiąc kolejne zdjęcie.
–
A masz jakiś ciekawy temat? Bo ja nie.. – odparła rozglądając się na boki.
–
Czy ja wiem.. – zastanowił się. – W sumie to ciekawi mnie jakim cudem wróżysz
mi i Sylwii tak świetlaną przyszłość – zerknął na nią zaciekawiony.
–
Słucham? – spojrzała na niego zdziwiona, że rusza ten temat. – A co? Jesteś
takim bucem, że z Tobą nie wytrzyma? W sumie.. Masz wredny charakter. I jesteś
dziwny. Mało kto z Tobą wytrzyma – zmrużyła oczy, odrobinę zaciskając wargi.
–
Dobrze wiedzieć co o mnie myślisz, ale nie o to mi chodziło – zaśmiał się. – Po
prostu stwierdziłaś, że przede mną wiele lat małżeństwa, a my nie jesteśmy
nawet zaręczeni. Ślub jest dla mnie powiedzmy jedną wielką niewiadomą –
popatrzył na nią.
–
Nie jesteście? – zatrzymała się na chwilę, by zaraz dorównać mu kroku.
–
Nie. A Ty myślałaś, że jesteśmy? – zerknął na nią z uśmiechem.
–
Wspominałeś o wspólnym mieszkaniu.. – odparła odrobinę zakłopotana.
–
Wspólne mieszkanie nie oznacza małżeństwa – popatrzył na nią.
–
No tak..– mruknęła zawstydzona, czując, że kolejny raz popełniła gafę.
–
No to wyjaśniliśmy to małe nieporozumienie – pokręcił głową. – Daleko jeszcze?
–
Mam nadzieję, że nie. Że szybko tam trafimy.. Jak poszedłeś zaparkować
samochód, dokładnie pytałam o drogę i ta kobieta tak to tłumaczyła, że nie jestem
pewna co z tego pamiętam.. – westchnęła rozkładając ręce. – Mamy iść do
rozwidlenia drogi..
–
A co potem? – zerknął na nią.
–
Potem skręcamy chyba w prawo.. Idziemy prosto, aż dojdziemy do drewnianego
mostku. Następnie przez most, dalej prosto i.. Ona mówiła o jakiejś spalonej
chacie. Tam mamy skręcić i 300 metrów dalej wyjdziemy z lasu.. – popatrzyła na
niego.
–
Oby.. Mam nadzieję, że uda nam się w miarę szybko z nimi porozmawiać.
W przeciwnym razie będziemy wracać po ciemku.. – mruknął jej na ucho.
–
Nawet sobie nie żartuj.. W nocy? Przez las?! – spojrzała na niego jak na
durnia.
–
Wyjazd bez przygody jest nudny.. – zmrużył oczy.
–
Od dziś lubię nudę.. – odparła przerażona wizją spacerowania w nocy po lesie.
–
Czyżbyś miała cykora? – popatrzył na nią zadziornie.
–
Myśl sobie co chcesz – odparła idąc przed siebie.
–
Boisz się.. – zaśmiał się w głos.
–
Spadaj.. – pchnęła go za ramię.
–
Żartuje tylko.. – pokręcił głową.
–
Żartowniś od siedmiu boleści – spojrzała na niego.
–
Jeszcze za tym zatęsknisz.. – zacisnął wargi.
–
Za czym? Za Twoimi żartami? Pff mowy nie ma.. – prychnęła.
–
Pożyjemy zobaczymy – roześmiany poklepał ją po ramieniu.
–
Głupek.. – mruknęła pod nosem jednak z uśmiechem na ustach.
W
końcu po jakimś czasie, udało im się wydostać z lasu. Nie obyło się bez sporu
czy aby na pewno mają iść w tym, a nie w innym kierunku. W końcu Tomasz
skapitulował. Z upartą Elką, ciężko mu było wygrać. Zastrzegł jednak, że
jeśli pomyli kierunki, wisi mu kawę. Będąc pewna swojej racji, poszła na taki
układ. Jej mina była bezcenna, gdy w końcu wyszli na polanę, z której było
widać dróżkę do starego dworku. Cieszyła się jak dziecko, które wygrało
pluszaka w wesołym miasteczku. Jednak utarła mu nosa i postawiła na swoim.
Teraz to on był winny jej najlepsze ciastko w Warszawie.
Zanim
zeszli na dróżkę, zrobił zdjęcie okolicy i całej panoramy. Nawet jeśli nie
będzie potrzebne Elce, sam chciał mieć taką fotografię w swoich zbiorach. Po
kilku minutach spaceru, znaleźli się przy starym murze, który porastał mech. Za
wysoką konstrukcją znajdował się ponad 200-letni dworek, do którego prowadziła
żwirowa ścieżka z kwiatowym klombem przed samym domem. Elka i Tomasz
popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Chyba oboje nie spodziewali się trafić do
takiego miejsca.
Do
starego dębu, który rósł w pobliżu domu przywiązana była huśtawka. Można rzec,
miejsce wyglądało jak z obrazu Moneta. Wokoło domu rosły wielobarwne łany
kwiatów, kwitnące róże i kilka owocowych drzewek. Za domem prawdopodobnie
również ciągną się ten magiczny ogród. Niewyobrażalny ogrom pracy – to była
pierwsza myśl Elki, widząc tak zagospodarowane miejsce. Nie potrafiła sobie
wyobrazić ile potrzeba czasu i samozaparcia, żeby stworzyć takie cudo. To
miejsce mówiło samo za siebie. Ten ogród powstawał tak długo, a może i dłużej,
jak żyli tutaj jego właściciele. Tu nie tylko kwitły kwiaty, tu naprawdę kwitła
miłość. Gdy podeszli pod drzwi, Elka spojrzała na Tomasza.
–
Jak będziesz robił zdjęcia to.. Chodzi mi o to, żeby tak to ująć, tak ich
pokazać, że jest im dobrze ze sobą. Że to miejsce sprawiło, że są szczęśliwi..
Że jest nieodłączną częścią ich historii. Że to tam się wszystko zaczęło.
Rozumiesz? – uśmiechnęła się.
–
Ja opisuję zdjęciami, Ty obrazujesz słowami. Pamiętasz? – spojrzał na nią.
–
Coś pamiętam.. – roześmiała się od ucha do ucha.
Po
pierwszym stukaniu w drzwi, nie było żadnego odzewu. Kiedy zapukali po raz
drugi i trzeci, za ich plecami wyrósł starszy siwy pan. Mężczyzna obserwował
ich już od kilku minut, kiedy stali i rozmawiali ze sobą przed domem.
Zdecydował się do nich podejść, gdy zobaczył jak pukają do drzwi.
–
Dzień dobry.. – odezwał się uprzejmym głosem.
–
O.. dzień dobry – odwróciła się spoglądając na starszego pana.
–
W czymś mogę pomóc? – zmierzył oboje wzrokiem.
–
Tak, może Pan – uśmiechnęła się serdecznie. – A przepraszam. Nazywam się
Elżbieta Kowalik. Jestem dziennikarką portalu „Co tam?” – wyciągnęła rękę do mężczyzny, który zamiast ją
uścisnąć, delikatnie ujął w dłoń i pocałował. Nie przyzwyczajona do takiego
zachowania, speszona na moment zgłupiała – To jest mój kolega z pracy,
fotograf Tomasz Górski – spojrzała na Tomasza, który tak jak ona, wyciągnął
rękę do mężczyzny.
–
Maurycy Kryński..– odparł ściskając dłoń Tomasza. – A więc słucham.
–
Tak.. No więc chodzi o to.. Jesteśmy tu w sprawie wyburzenia kapliczki w lesie.
Chcę się zająć tą sprawą. Mam nadzieję nie dopuścić do tego, żeby deweloper
postawił na swoim i zrobił tam ośrodek. Ale nie w tym rzecz. Ktoś we wsi
powiedział mi, że Państwo niebawem będą obchodzić swoją 60 rocznice ślubu.
Dowiedziałam się, że planowaliście odnowić przysięgę małżeńską właśnie w tej
kaplicy. Kiedy to powiedzieli, po prostu musiałam Was poznać. Chciałam poznać
parę, dla której to miejsce nie jest tylko jednym z kilkunastu kościółków w
okolicy. Jest czymś o wiele cenniejszym. Chociaż nie.. To miejsce jest
bezcenne, bo wspomnienia nie mają swojej ceny. Wasza historia inspiruje i mam
wrażenie, że może pomóc ocalić to miejsce. Chciałabym, właściwie byłabym
ogromnie wdzięczna, gdyby Państwo zgodzili się na wywiad. Na zrobienie kilku zdjęć
w tym pięknym ogrodzie.. – popatrzyła na niego.
–
Proszę chwileczkę poczekać.. – spojrzał na Elkę, po czym zniknął na tyłach
domu.
–
Myślisz, że się zgodzi? – spojrzała na Tomasza lekko podenerwowana.
–
Nie mam pojęcia.. – odparł naprawdę nie wiedząc co z tego będzie.
W
takiej niepewności zostali jeszcze dobre pięć minut. Elka nie wiedziała co
myśleć. W końcu, to ona wpakowała się z butami w ich życie bez
uprzedzenia. Prosto z mostu wypaliła o co chodzi. Wcale nie musieli chcieć z
nią rozmawiać. W sumie, gdyby sama znalazła się w takiej sytuacji, nie
wiedziałaby czy ma ochotę zwierzać się ze swojego prywatnego życia jakimś obcym
ludziom. Coraz bardziej nakręcając się, że nic z tego nie będzie, ponownie
usłyszeli uprzyjmy głos mężczyzny.
–
Zapraszam Państwa – popatrzył na nich z uśmiechem.
Ucieszona
Elka, pociągnęła za sobą Tomasza. Wraz z Maurycym przeszli na tyły domu, gdzie
pod starą wierzbą przy białym stoliku, siedziała siwowłosa drobna kobieta.
Widząc nadchodzących gości, uśmiechnęła się, powoli podnosząc z krzesła. Stając
z nią twarzą w twarz, oboje się przywitali.
Stefania
Kryńska pomimo zaawansowanego wieku, była elegancką, a nawet piękną kobietą.
Kiedy się uśmiechnęła, wokół jej oczu pojawiło się kilkanaście zmarszczek. Nie
oszpecały jej. Wręcz przeciwnie. Nadawały jej osobie ciepłego oblicza ukochanej
babci. Po rysach twarzy można było odgadnąć, że jako młoda dziewczyna była
piękna.
Zaprosiwszy
ich do stolika, poprosiła męża o przyniesienie dodatkowych talerzyków oraz
zaparzenie herbaty. Na szklanej paterze stojącej na stole, były poukładane
kawałki różnych ciast. Zanim Maurycy poszedł do domu i wrócił z powrotem, Elka
opowiedziała kobiecie o celu ich wizyty. O tym dlaczego przyjechali tu z
Warszawy i w czym mogą jej pomóc. Ta poruszona pomysłem Elki, z przyjemnością
zgodziła się z nią porozmawiać. Właściwie zadecydowała za siebie i męża. Kiedy
do niech przyszedł, uprzejmie go o tym poinformowała, na co tylko pokręcił
głową. Dyskusje z żoną uważał za marnowanie czasu. Prawie zawsze stawiała na swoim.
W tym przypadku jednak nie zamierzał się spierać. Sytuacja była wyjątkowa, a
skoro mogli pomóc, uważał to za ich obowiązek.
Swoją
opowieść zaczęli od momentu kiedy się poznali. W jakich to było
okolicznościach, kto do tego doprowadził. Gdy Maurycy przyniósł rodzinny album,
pokazując kolejne zdjęcia, opowiadali o swoich perypetiach. W pewnym momencie
to już nie był zwykły wywiad. To były najlepsze opowieści dziadków, jakie mogą
usłyszeć ich wnuczęta. Właśnie takie odczucie miała Elka, słuchając swoich rozmówców.
Oczywiście nie obyło się całkowicie bez zadawania pytań. Nie wynikały one
jednak z przymusu jak zakładała koncepcja wywiadu, tylko ze zwyczajnej
ludzkiej ciekawości. Ich miłosna historia naprawdę ją zainteresowała. Tomasz w
tym czasie zajął się robieniem zdjęć. Uznał, że najlepsze będą naturalne
ujęcia. Właśnie takie podczas rozmowy z Elką. Oczywiście sam słuchał
z przyjemnością, jak starszy pan opowiadał anegdotki przedślubne. Nie raz
zdarzyło mu się parsknąć śmiechem. Zwłaszcza gdy starsi państwo zaczęli się
licytować czyje ciasto jest lepsze.
–
To które jest najlepsze? – zapytała Stefania.
–
Dla mnie zdecydowanie marcepanowe.. – odparła Elka, wycierając usta chusteczką.
–
A moje czekoladowe nie smakuje? – zapytał roześmiany Maurycy.
–
Czekoladowe też jest pyszne. I kokosowe świetne.. Wszystko jest pyszne –
odparła.
–
To może jeszcze takie Pani skosztuje? – zaproponowała kobieta, podsuwając jej
kawałek drożdżowego ciasta z owocami.
–
Nie.. Ja nie powinnam. Będę miała, a w zasadzie już mam wyrzuty sumienia..
Powinnam pójść na dietę, a Państwo mi na to wcale nie pozwalają – zaśmiała się.
–
Ale to takie malutkie ciasteczko.. – roześmiała się, jednak podsuwając kawałek.
–
Każdego tak gościcie? Czy tylko my mamy takie względy? – zapytała Elka.
–
Nasz dom jest przyjazny gościom. A mój mąż ma sentyment do blondynek.. Pani
przypomniała mu jak wyglądałam kiedyś – odparła z uśmiechem Stefcia.
–
Naprawdę? – roześmiana Elka spojrzała na Maurycego.
–
Oj.. moja małżonka jak zwykle przesadza – zaśmiał się – poza tym, chyba nie mam
szans. Mając za konkurencje Pani przystojnego kolegę – spojrzał na Tomasza,
który słysząc jego słowa, również się roześmiał.
–
Chyba jednak nie jestem konkurencją.. – odparł robiąc zdjęcie.
–
Nie? A to dziwne.. – pokręcił głową sięgając po filiżankę.
–
Dlaczego dziwne? – zapytał Tomasz.
–
Bo na mnie tak nie patrzy jak na Pana – uśmiechnął się.
–
Co takiego? – Tomasz zmarszczył czoło i spojrzał na Elkę.
Elka
słysząc słowa Maurycego poczuła, że się czerwieni. Swoje totalne zakłopotanie
zagłuszyła śmiechem, kręcąc głową. Czyżby mężczyzna dostrzegł coś, czego ona
sama nie była świadoma? Tomasz spoglądając na Elkę, równie roześmiany jak Elka
po słowach Maurycego, zrobił jej zdjęcie. Zarumieniona i zawstydzona miała w sobie
nieodparty urok. Chciał to uwiecznić i chyba mu się udało. Gdy spojrzał na
ekran aparatu, uśmiechnął się pod nosem. Chcąc zrobić jeszcze jedno zdjęcie,
zbeształa go. Wystawiła mu język, żeby się uspokoił i przestał robić jej
zdjęcia.
–
Chyba jednak nie jestem w jej typie – zaśmiał się, siadając na krześle.
–
On też wcale na mnie tak nie patrzy – w końcu odpowiedziała przerywając dziwną
sytuację, zerkając na roześmiane małżeństwo. – Mam do Was ostatnie już
pytanie..
–
Jak to? Ostatnie? – zdziwił się Maurycy. – Tak miło nam się rozmawia.
–
To jaka jest Wasza recepta na takie udane, długie życie razem? – zapytała Elka.
–
Jakoś.. Tak po prostu udało nam się sobą nie znudzić – zaśmiała się Stefcia.
–
Bo często się kłócimy – dodał z uśmiechem Maurycy obejmując małżonkę.
–
Wcale nie często.. głupoty opowiadasz.. – zbeształa męża.
–
Masz rację.. – przytaknął jej – nie często. Tylko cały czas – zacisnął wargi.
–
Nie cały czas.. – pokręciła głową.
–
A w ogóle to.. – spojrzał na Stefanie. –
Jesteśmy z sobą tak długo, od czasu kiedy pierwszy raz, porządnie się
pokłóciliśmy – zaśmiał się, całując żonę w skroń.
–
Poważnie? – Elka mając uśmiech od ucha do ucha, zapytała z niedowierzaniem.
–
Tak – przytaknęła roześmiana Stefania.
–
To już całkiem inna historia – Maurycy popatrzył na Elkę.
–
Możemy ją Pani opowiedzieć – uśmiechnęła się życzliwie.
–
Z przyjemnością wysłucham.. – spojrzała na oboje.
Nawet
nie spostrzegli, kiedy minęło tyle czasu. Wysłuchując do końca opowieści, Elka
i Tomasz opuścili posiadłość Kryńskich z uśmiechem na twarzy. Słońce chyliło
się ku zachodowi, więc widok z polany, którą właśnie podążali był nieziemski.
Oboje milczeli idąc w stronę lasu. Właściwie nie wiadomo czemu. Chyba każde z
nich potrzebowało chwili ciszy na swoje przemyślenia. A tak się złożyło, że
mieli o czym myśleć i o czym rozmawiać. Tylko, że czasem człowiek chce
powiedzieć tak dużo, że najpierw odbiera mu mowę. Potem może powiedzieć nie to
co chciał. A koniec końców, gdy już znajdzie właściwe słowa to.. Jakoś tak jest
za późno. Z drugiej strony.. Czasem najlepiej rozmawia się, nie mówiąc ani
jednego słowa – pomyślała zerkając na Tomasza w tej samej chwili, w której on
spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął.
Zapatrzona
w Tomasza, uśmiechająca się tak samo jak on, nie spostrzegła kamienia, który
omijała za pierwszym razem gdy szli tą ścieżką. Uderzając stopą, zawyła z bólu
siarczyście przeklinając pod nosem i na moment skuliła się, zaciskając powieki.
Tomasz doskoczył do niej, przytrzymując za ramię. Widząc w co walnęła, domyślił
się jaki to musiał być ból. Zanim cokolwiek powiedziała, upłynęła długa chwila.
–
A matka zawsze powtarzała.. „patrz pod nogi” – syknęła zerkając na Tomasza.
–
Chyba Pani mama miała rację.. – odparł zerkając na nią z troską w oczach.
–
Chyba muszę na chwilę usiąść.. – mruknęła pod nosem.
Po
chwili pomógł jej usiąść na trawie, sam przysiadając obok.
–
Bardzo boli? – zapytał spoglądając na jej nogę.
–
Zobaczyłam gwiazdy, ale tak poza tym jest dobrze – zaśmiała się.
–
Jak już wszystko pójdzie gładko.. zawsze wpakujesz się w kłopoty – zaśmiał się.
–
Chciałeś mieć atrakcje to masz.. – dźgnęła go łokciem w ramię.
–
Ale nie takim kosztem – spojrzał na nią.
–
Musimy zdążyć zanim się zrobi ciemno.. – spojrzała w stronę lasu.
–
Dasz radę iść? – zapytał niepewnie.
–
Nie mamy wyjścia.. Inaczej zastanie nas noc – spojrzała na niego wstając, ale
gdy zrobiła krok, usiadła z powrotem odrobinę zaciskając wargi. – Daj mi
jeszcze minutę..
–
Bierz i dwie.. – pokręcił głową zerkając na zachodzące słońce.
–
Wiesz co? – zerknęła na Tomasza.
–
Co takiego? – popatrzył na nią.
–
Z reguły nikomu nie zazdroszczę, ale im pozazdrościłam.. – uśmiechnęła się.
–
Chyba wcale Ci się nie dziwię.. Mam podobne odczucia – spojrzał przed siebie.
–
Zrobię wszystko, żeby nie dopuścić do zburzenia tego miejsca.. – mruknęła.
–
Wierzę, że tak będzie – popatrzył na nią.
–
Okej.. – uśmiechnęła się – chodźmy.. – powoli wstała trochę kulejąc.
–
Na pewno? – wstał za nią, obserwując jak stawia każdy krok z wielkim trudem.
–
Im dłużej tu siedzimy, tym mamy mniej czasu.. – spojrzała na niego.
–
Skoro tak mówisz.. – poprawił torbę, idąc z nią ramię w ramię.
Zrobili
kilka metrów, gdy musiała się zatrzymać. Stopa nie przestawała boleć,
a nadmierny wysiłek wcale nie pomagał. Tomasz przez chwilę obserwując jej
zmagania, postanowił interweniować. W tym tempie to oni mogli iść do jutra
rana.
–
Chodź.. – odezwał się spoglądając na nią.
–
Ale gdzie? – zmarszczyła czoło.
–
Na barana.. – zaśmiał się. – Trochę Cię poniosę, może przestanie boleć.
–
Aha.. za to Tobie wypadnie dysk.. – pokiwała głową. – Świetny plan.. Genialny.
–
Nie marudź tylko właź – popatrzył na nią.
–
Oszalałeś kompletnie.. – dmuchnęła w opadający kosmyk na jej czoło.
–
Przy Tobie to chyba naturalna kolej rzeczy – roześmiał się.
–
Ale z Ciebie paskudny dziad.. – mruknęła marszcząc czoło.
–
Włazisz? Czy chcesz iść po ciemku.. Podobno nikt z mieszkańców nie wchodzi do
lasu po zmroku.. Takie tam wiejskie przesądy.. – popatrzył na nią przelotnie.
–
Teraz mnie chcesz straszyć? Drań.. – mruknęła stając za nim.
–
Ja Cię tylko motywuje do szybszej decyzji.. – zaśmiał się.
Po
chwili znacznie się pochylił, by złapała go za szyję, a kiedy już to zrobiła,
sam złapał ją pod kolanami, żeby móc wygodnie nieść. Z początku chciało jej się
śmiać. Była pewna, że wyglądają idiotycznie. To było dobre dla dzieci, a nie
dla starej baby.
–
Jesteś nienormalny.. – mruknęła mu do ucha, mocniej ściskając za szyję.
–
Ja? A kto walnął się w nogę? – zaśmiał się.
–
No ale ja Ci nie kazałam mnie nosić.. – pokręciła głową.
–
A mam patrzeć jak idziesz jak jakaś sierota? – roześmiał się.
–
Sam jesteś sierota.. – szczypnęła go przez koszulkę jaką miał na sobie.
–
Auć.. Zawsze jesteś taka agresywna? – spróbował na nią spojrzeć.
–
Tylko przy Tobie.. no i przy mojej matce – parsknęła śmiechem.
–
Niedługo trafię na czarną listę.. – westchnął.
–
Jeszcze Ci trochę brakuje.. – uśmiechnęła się pod nosem.
Kiedy
już weszli w obręb lasu, słońce zaszło. Przed nimi był spory kawałek drogi,
a im było ciemniej, tym trudniej było rozpoznać ścieżkę po której szli.
Właściwie on szedł, bo ona wciąż była uwieszona na jego szyi. W pewnej chwili
zatrzymał się, rozglądając na boki. Droga którą szedł rozwidlała się nie na
dwie, tylko na trzy odnogi.
–
Chyba źle poszliśmy.. – odezwał się.
–
Jak to źle? O czym Ty mówisz? – zmarszczyła czoło.
–
Poprzednio były dwie ścieki.. teraz są trzy – odparł zerkając na nią.
–
Ty chyba powinieneś mieć lepszą orientację w terenie Panie magistrze..–
mruknęła.
–
Niby tak.. – przytaknął. – Tylko problem polega na tym, że mnie cały czas
zagadywałaś.. Musiałem w którymś momencie zejść z trasy.. – westchnął.
–
Znaczy to moja wina?! – zirytowana podniosła głos.
–
Nie mówię, że Twoja.. Nasza wspólna – odparł nabierając powietrza.
–
Natychmiast mnie postaw! – warknęła mu do ucha.
–
Uspokój się.. – odparł na spokojnie
–
Tomasz postaw mnie na ziemi.. – odparła zdecydowanie.
–
Jak sobie życzysz.. – skapitulował i zrobił o co poprosiła.
–
Skup się Tomasz.. – spojrzała na niego. – Wchodząc do lasu, mijaliśmy spaloną
chatę, potem szliśmy przez most.. Zgadza się? – zapytała dla pewności.
–
No tak – pokiwał głową. – Potem było rozwidlenie na dwie ścieżki i mieliśmy
skręcić w prawo – popatrzył na Elkę, która zdawała się panikować mimo, że to
jego próbowała uspokoić. Widząc jej minę, czuł, że coś jest nie tak.
–
W prawo? Mówiłam, że w lewo – spojrzała na niego.
–
Ciągle powtarzałaś, że mamy iść w prawo. Elka jestem przytomny – odparł.
–
Dupa, a nie przytomny.. – pokręciła głową – musimy się wrócić do rozwidlenia.
–
No to się wrócimy.. To nie było daleko – popatrzył na nią. – Chodź.
–
Gdzie? O nie.. Nie będziesz mnie znowu nosił.. – pokręciła głową.
–
Jesteś uparta jak osioł – mruknął pod nosem.
–
Nie mniej od Ciebie.. – spojrzała na niego idąc dziarsko przed siebie.
–
Nie nadwyrężaj nogi bo będzie gorzej.. – krzyknął za nią.
–
Dam sobie radę „panie dobra rada” – syknęła przez zęby starając się tłumić ból.
–
Jak się jednak zmęczysz to powiedz.. – pokręcił głową.
Elka
nie dała tak łatwo za wygraną. Ogromne samozaparcie sprawiło, że całą trasę do
rozwidlenia przeszła sama. Noga ciągle bolała, a nadmierny wysiłek nie był
wskazany w jej stanie. Będąc na miejscu, skręcili w drugą ścieżkę, ale po
kilku metrach skapitulowała. Oparła się o wyrośnięty jesion, spoglądając na
Tomasza. Widząc jej minę, roześmiał się pod nosem. Przypominała skomlącego
szczeniaka. Dłużej się nie zastanawiając, podszedł do niej biorąc torbę przez
ramię.
–
Pani złapie mnie za szyję.. – popatrzył na nią.
–
Niech Ci będzie.. – zmrużyła oczy łapiąc go za szyję.
–
Mam nadzieję, że teraz idziemy jak
należy – odparł biorąc ją na ręce.
–
Oby, inaczej będziesz leczył kręgosłup od noszenia mnie na rękach – zaśmiała
się.
–
Jakoś przeboleje.. A jeśli nie dam rady.. to najwyżej pozwolę Ci się pobawić
w masażystkę – parsknął śmiechem, spoglądając na zdumioną minę Elki.
–
Już widzę jak Sylwia kipi z radości, że masuje Ci plecy – pokiwała kpiąco
głową.
–
Tak.. Z pewnością – odparł marszcząc czoło, gdy coś zobaczył za drzewami.
–
Tomasz? – spojrzała na niego, widząc jego dziwną minę. – Coś nie tak?
–
Coś przebiegło za drzewami.. Pewnie jeleń.. – odparł nie do końca przekonany.
–
Weź mnie nie strasz..– mruknęła pod nosem. – Ej, a są tu wilki?
–
Wilki? Na Mazowszu? No nie wydaje mi się.. – zaśmiał się.
–
To wcale nie jest zabawne Tomasz – spojrzała na niego karcąco.
–
Taka jesteś odważna, a wilków się boisz – pokręcił głową.
–
Śmiej się, śmiej.. Też się będę z Ciebie śmiała – mruknęła.
Kiedy
całkiem zagłębili się w las, byli pewni, że teraz idą już prawidłową ścieżką.
Elka z duszą na ramieniu spoglądała w górę, jak niebo spowijały kolejne szare
chmury. Robiło się ciemno i chłodno, a kapliczki, którą już powinni minąć nie
było nawet na horyzoncie. Teraz już nie była pewna, które z nich się pomyliło.
Może jednak tamta droga była prawidłowa? Może tylko coś zmyliło Tomasza i
dopiero teraz całkiem zabłądzili.. A może idąc tą drogą, skręcili nie tam
gdzie trzeba? – pomyślała, powoli popadając w paranoję. Zaczęła gubić się w
domysłach, ale dzielenie się nimi z Tomaszem, mogło skoczyć się podwójnym
zdenerwowaniem. Gdy w pewnym momencie zaczęły go boleć ręce, postawił ją na
ziemi, rozglądając się dookoła za czymś znajomym. Za jakimś charakterystycznym
pniakiem, który mijali. Nie było nic.
–
Chyba znowu się zgubiliśmy.. – w końcu się odezwała, przerywając dłuższą ciszę.
–
Cholera.. – westchnął zerkając na nią. –
Na to wygląda..
–
Tomasz co my teraz zrobimy? – popatrzyła na niego.
–
Musimy iść dalej.. Gdzieś wyjdziemy na pewno.. – zerknął na nią.
–
To mnie pocieszyłeś..– westchnęła. Po chwili doznała olśnienia. – Telefon!
–
Jaki telefon? – spojrzał na nią, nie wiedząc o co jej chodzi.
–
O ile tylko jest zasięg.. to możemy się zlokalizować przez GPS! – zaczęła
szperać nerwowo w torebce. Jak zwykle miała w niej koszmarny bałagan.
–
Sprawdzałem to już wcześniej, gdy szliśmy do Kryńskich.. Tu nie ma w ogóle
zasięgu. Kompletna głusza – odparł rozwiewając jej ostatnią nadzieję.
–
Super.. Po prostu świetnie..– zrezygnowana odeszła na dwa metry od niego.
–
Po prostu musimy iść tą ścieżką. Gdzieś nas zaprowadzi – podszedł do niej
bliżej.
–
Niedługo zrobi się całkiem ciemno.. Ani Ty, ani ja nie znamy tego miejsca.
Jeśli jeszcze bardziej się zgubimy, to jak wyjdziemy? – odwróciła się do niego.
–
A chcesz tak stać pod drzewem i czekać na wilki? – zmrużył oczy.
–
Idziemy! – mruknęła robiąc krok do przodu.
–
I to jest prawidłowa odpowiedź.. – pokiwał głową.
Pokonując
kolejne metry przez las, zamiast wyjść na prostą, tylko bardziej zbaczali
z prawidłowego kursu. Chociaż ścieżka dalej wiła się przez las, wcale nie
prowadziła do kapliczki tak jak zakładali. Nie chcąc nadużywać miłego gestu
Tomasza, Elka starała się iść o własnych siłach. Trwało to co prawda dłużej, ale
dawała radę. Żałowała, że zostawiła w aucie Tomasza swój sweter. Zawsze miała
go w torbie, ale nie chciało jej się go nosić, gdy na dworze było zupełnie
ciepło. Przecież mieli wrócić dość szybko. Przynajmniej przed zachodem słońca.
Temperatura z 27 stopni w dzień, spadła przynajmniej o 10 kresek, gdy kilka
kilometrów od miejsca gdzie szli, przeszła burza.
W
pewnej chwili spostrzegli jakieś światełka. W ciemności lasu, która ogarniała
ich dookoła, były jak wybawienie. W miejscu skąd dobiegało źródło światła, unosiła
się łuna. Im bliżej byli celu, tym dziwniejsze wydawało się lekko pomarańczowe
światło. Z początku pomyśleli, że to światła z okolicznego domu. Że gdzieś
w końcu trafili. Że może ktoś ich podwiezie do wsi i wrócą spokojnie do domu.
Gdy podeszli na tyle blisko, żeby rozpoznać to, co widzieli kilkadziesiąt
metrów wcześniej, Elka odruchowo chwyciła Tomasza za rękę. Zrobiła to dość
mocno, zaciskając palce na jego dłoni.
–
Czy to jest.. – wymamrotała pod nosem.
–
Cmentarz.. – dodał to, czego nie była w stanie wymówić.
Elka
słysząc co mówi Tomasz, jeszcze mocniej ścisnęła jego rękę. W tym momencie
zerknął na nią, odrobinę marszcząc czoło. Jej reakcja była czysto spontaniczna.
Nawet nie była świadoma, że złapała go za rękę i wciąż nie puszczała. Dopiero
po chwili uświadomiła sobie co robi, speszona zabierając swoją dłoń jakby nie
było tematu.
–
Teraz to już na pewno zabłądziliśmy.. – zacisnęła wargi.
–
Nie miałem pojęcia, że jest tu cmentarz.. – odparł, spoglądając w jego
kierunku.
–
To chyba jakieś dzikie cmentarzysko.. – mruknęła robiąc krok do tyłu.
–
Chyba nie do końca.. Palą się znicze więc ktoś tu przychodzi – zerknął na nią.
–
Idziemy stąd.. – spojrzała na niego błagalnie. – Las, noc i cmentarz to za
dużo..
–
Zdecydowanie.. – zerknął na Elkę, która wyglądała na spanikowaną, – No tak..
Zwiedzanie cmentarza o tej porze w takim miejscu, chyba sobie darujemy..
–
Zawracamy.. – zameldowała kierując się w stronę skąd przyszli.
Ledwie
zrobiła kilka kroków, gdy oboje usłyszeli trzask łamanych gałęzi. Elka znieruchomiała.
Czuła, że ogarnia ją panika. Z miejsca gdzie właśnie chciała iść, słyszała
dziwny trzask, a przed nimi był cmentarz, przez który nie miała odwagi przejść.
W pewnej chwili podszedł do niej Tomasz, dotykając ręką jej ramienia.
–
W porządku? – cicho szepnął.
–
Nie. Nic nie jest w porządku! – pokręciła głową. – Chce już do domu Tomasz..
–
Jakoś nas stąd wyprowadzę..– popatrzył na nią.
–
Tak? Serio? – spojrzała na niego. – Jak do tej pory krążymy jak durni..
–
Było dłużej rozmawiać z Kryńskimi.. – zmrużył oczy.
–
Co powiedziałeś? – zmarszczyła czoło. – To moja wina? No dziękuję Ci..
–
Mogliśmy tam być krócej.. Poza tym.. – miał coś powiedzieć, ale ugryzł się w
język.
–
Co poza tym? A już wiem.. – pokiwała głową.. – Moja wina bo się uderzyłam..
–
Nic takiego nie powiedziałem..– popatrzył na nią.
–
Ale pomyślałeś! – spojrzała na niego z żalem.
–
Daj spokój. To był wypadek.. – odparł spokojnie.
–
Wypadek.. – pokiwała głową. – Po prostu przyznaj, że przynoszę Ci pecha
–
Wcale nie przynosisz mi pecha – pokręcił głową.
–
Ta.. Już ja wiem swoje – mruknęła zmieniając kierunek drogi.
–
Gdzie Ty idziesz?! – spojrzał na Elkę, która szła w kierunku cmentarza.
–
Szukam drogi! – krzyknęła.
–
Poczekaj no! Nie idź sama.. – odparł doganiając ja po chwili.
–
Daj mi spokój! – warknęła przekraczając prowizoryczne ogrodzenie starego
cmentarza. – Mam lęk przed ciemnością. Boję się chodzić po lesie od kiedy
obejrzałam „Piątek 13-ego”. Mam nadmierną wyobraźnię, że za chwilę wyskoczy zza
drzewa jakiś pieprzony psychopata, a teraz jeszcze idę przez stary cmentarz!
Dobij mnie. Albo nie.. Za chwilę dostanę zawału i sama padnę. Miejsce w sam
raz.. Tylko nie zapomnij przynieść mi kwiatków.. – szła przed siebie gadając
jak nakręcona.
–
Elka do cholery! – złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, po chwili kładąc
obie dłonie na jej ramionach. – Przestań się nakręcać.. Znajdziemy drogę,
wyjdziemy stąd i wrócimy do domu. Nie ma tu żadnych wilków, psychopatów
ani innych świrów. Odetchnij głęboko, uspokój się i przestań gadać głupoty – popatrzył
na nią, delikatnie rozcierając kciukami jej zmarznięte ramiona.
–
Odetchnij.. – powtórzyła za nim, biorąc głęboki wdech.
–
Właśnie tak.. – uśmiechnął się do niej ciepło. – Jestem z Tobą. Nic Ci nie
grozi..
–
Nic mi nie grozi.. – przytaknęła spoglądając mu w oczy, gdy stali dość blisko.
–
Absolutnie nic.. – dodał szeptem, mając nadzieję, że trochę się uspokoi.
–
I nie ma tu dzikich zwierząt? – skrzywiła się zadając kolejne głupie pytanie.
–
Co najwyżej sowy.. – pokręcił głową z uśmiechem.
–
Okej.. – przytaknęła biorąc raz jeszcze głęboki wdech.
–
W porządku? – zapytał raz jeszcze dla pewności.
–
Yhym.. – pokiwała głową.
–
Zimno Ci? – zapytał wciąż trzymając ją za ramiona.
–
Trochę.. – mruknęła pod nosem. Po chwili spojrzała na niego. – Dziękuję
–
Za co? – zmarszczył czoło.
–
Za ogarnięcie mnie.. – uśmiechnęła się odrobinę speszona.
–
Ktoś musiał.. Padło na mnie – zaśmiał się w końcu puszczając jej ramiona.
–
Chodźmy stąd.. To nie najlepsze miejsce na rozmowę.. – spojrzała na niego.
–
Racja.. Zostawmy ich w spokoju – odparł zerkając na stare nagrobki.
Idąc
z Tomaszem ramię w ramię, tylko łypała na boki. Czułą się tak, jakby stąpała po
kruchym lodzie. Najchętniej trzymała by go pod rękę, ale nie chciała uchodzić
za tak obrzydliwego tchórza. Pewnie i tak miał ją za wariatkę, która boi się
nawet pająka. Już wystarczająco zrobiła z siebie idiotkę. Teraz ważne było, że
jest obok i to dodawało jej otuchy. Gdyby miała być tu sama, umarłaby ze
strachu.
Byli
mniej więcej w połowie cmentarza. Elka zatrzymała się dosłownie na chwilę, żeby
poprawić sznurówkę. Tomasz zdążył zrobić kilka kroków, gdy jedna z zapalonych
lampek pod wpływem różnicy temperatury, pękła roztrzaskując się w drobny mak.
Huk jaki rozległ się tuż za plecami Elki, spowodował, że spanikowana zerwała się
i przylgnęła do pleców Tomasza, obejmując go wokół klatki piersiowej.
Zaskoczony jej zachowaniem, po chwili położył dłoń na jej splecionych dłoniach.
Dziwnie się poczuł, gdy się tak do niego przytuliła. Ona zaś, tuląc się do
niego, mocno zacisnęła powieki. Cokolwiek spowodowało huk, nie chciała tego
widzieć. Tomasz powoli zaczął się do niej odwracać. Czując, że to właśnie robi,
otworzyła oczy rozluźniając swój uścisk. Znów się wygłupiła. Rzuciła się na
niego jak wariatka i teraz nie wiedziała co powiedzieć. Zamiast popatrzeć na
niego, spojrzała gdzieś w bok, odrobinę przygryzając wargę.
–
Co to było? – zapytała nawet na niego nie patrząc.
–
Prawdopodobnie znicz. Pękł i stąd ten huk.. – popatrzył na nią.
–
No tak.. Znicz – w końcu spojrzała na
niego zawstydzona. – Ja..
–
Czego tu szukacie! – odezwał się męski głos.
Tomasz
słysząc głos za plecami, odskoczył w stronę Elki odrobinę przestraszony. Ta
również słysząc obcy głos, złapała się kurczowo jego ramienia. Tomasz do tej
chwili grał twardziela, który niczego się nie boi. Pojawienie się obcego
człowieka, o tej godzinie w środku lasu, przyprawiło go o lekki zawał.
Przez chwilę zrozumiał, co czuła Elka, która usłyszała pękający znicz. Oboje
popatrzyli na siebie i dookoła. Nikogo nie widzieli, ale słyszeli wyraźne
szuranie butów po kamienistej drodze. To już nie był ani znicz, ani wymysły
Elki. Oboje to słyszeli, ale nie widzieli nikogo.
Dopiero
po chwili zza grobów wyłonił się starszy mężczyzn. Szedł o lasce, łypiąc na
nich groźnym spojrzeniem. Elka nie była pewna, co jest bardziej przerażające.
Jego głos czy on sam, gdy w końcu się przed nimi zmaterializował. Pierwsza myśl
jaka przeszła jej przez głowę była taka, że mężczyzna wyglądał wypisz wymaluj
jak Ebenezer Scrooge i Freddy Krueger razem wzięci.
–
Czego chcecie? – spojrzał na nich opierając drżącą rękę na drewnianej lasce.
–
Zgubiliśmy drogę.. – odezwał się Tomasz. – Chcemy dostać się do wsi.
–
Nikt wam nie mówił, że nie chodzi się po zmroku w tym lesie? – spojrzał na
nich.
–
Mówili.. Tylko no.. Nie zdążyliśmy – odparł powoli zabierając rękę, której
trzymała się Elka. Po chwili tą samą ręką objął ją za ramię. Popatrzyła na
swoje ramie, zaskoczona tym gestem. Pomyślała, że zrobił to z troski, żeby się
nie bała. Nie sądziła, że się tak pomyliła. Owszem, częściowo tak było, ale
poza tym, powoli drętwiała mu ręka od jej uścisku. Gdyby dłużej trzymała go tak
ja do tej pory, w ciągu najbliższej godziny dorobiłby się niezłego siniaka.
–
Którędy mamy iść, żeby wyjść z lasu? – w końcu Elka odważyła się zapytać.
–
Nikt nie wychodzi z tego lasu.. – odparł mrukliwym głosem mężczyzna.
–
Słucham? – zrobiła wielkie oczy.
–
Kto raz wejdzie do lasu.. już na zawsze zostaje w nim jego dusza.. – odparł
ochryple.
Elka
spojrzała z przerażeniem na Tomasza, który słysząc faceta również zgłupiał.
Widząc przerażone miny intruzów, starszy człowiek nagle jakby rozpromieniał.
–
Ale z Was durnie.. Nabraliście się – parsknął śmiechem tupiąc laską.
–
Jezu.. – Elka odetchnęła z ulgą.. – Wszystkich Pan tak straszy?
–
A co mi pozostało w tym marnym życiu.. – spojrzał na nich mając na twarzy zarys
niewielkiego uśmiechu. – Nic innego, jak straszyć pary podczas schadzki w
lesie.
–
Ale my nie.. My jesteśmy dziennikarzami. Przyjechaliśmy tu do pracy, w sprawie
wyburzenia kaplicy.. – spojrzała na mężczyznę, ukrócając jakieś podejrzenia.
–
A.. To przepraszam Państwa – podrapał się po brodzie.
–
No właśnie.. Wracaliśmy od Państwa Kryńskich no i nie wiem jak to się stało,
ale zabłądziliśmy. Nie wiem nawet ile już czasu tu jesteśmy.. – popatrzyła na
mężczyznę.
–
Może nam Pan wskazać drogę? – zapytał tym razem Tomasz.
–
Nie mogę.. – pokręcił głową. – Wyprowadzę Was sam.
–
Naprawdę? Będziemy ogromnie zobowiązani.. – ucieszona Elka odetchnęła z ulgą.
–
Chodźcie.. – mruknął zwracając się w stronę z której przyszedł.
Elka
wahała się, czy zadać mężczyźnie pytanie. W końcu ciekawość wzięła górę.
–
Pan naprawdę straszy umawiających się na randki w lesie? – zapytała.
–
Co? – roześmiał się. – Nie.. Tylko żartowałem. Przychodzę tu na grób żony.
–
Przepraszam.. nie powinnam pytać – poczuła, że kolejny raz popełniła gafę.
–
Nie szkodzi.. – pokręcił głową. – To już 5 lat.. – dodał po chwili.
Nie
chciała o nic więcej pytać. O takich sprawach nigdy nie było łatwo rozmawiać.
Tym bardziej, gdy to ich obecność na cmentarzu zakłóciła jego wizytę u żony.
Spojrzała tylko wymownie na Tomasza, który również odwzajemnił spojrzenie.
Chociaż o nic nie pytali, mężczyzna sam zaczął opowiadać o swojej małżonce. Z
tego co zrozumieli, miała na imię Lucyna, ale pieszczotliwie nazywał ją Lucią.
Powiedział, że nikt poza nim jej nie odwiedza. Nie mieli dzieci, więc mało kto
pamiętał, by przynieść na grób jej ulubione lilie. Właściwie nikt nie pamiętał.
Nie wtrącali się w słowo mężczyźnie, który ewidentnie potrzebował się wygadać.
Im dłużej przebywali w jego towarzystwie, tym wydawał się być mniej
przerażający. Pierwsze wrażenie nie było najlepsze, ale później okazał się całkiem
sympatycznym człowiekiem.
Ścieżka
którą przeprowadził ich przez las, prowadziła na asfaltową drogę. Stąd idąc
poboczem, mieli już tylko kilometr do wsi. Tutaj mężczyzna postanowił ich
pożegnać. Zanim to zrobił, Elka zapytała go chociaż o imię. Chciała wiedzieć,
komu może zawdzięczać pomoc. Starszy pan przedstawił się jako Waldemar. Miała
coś powiedzieć, gdy tuż obok przejechała ciężarówka, zagłuszając wszystko
dookoła. Gdy oboje odwrócili się w stronę Waldemara, mężczyzny już nie było.
Rozpłynął się tak szybko, jak znienacka pojawił się w lesie. Elka i Tomasz
spojrzeli na siebie zdziwieni. Zamiast skomentować zaistniałą sytuację, nie
marnowali czasu i ruszyli do wsi.
Gdy
doszli co celu, Elka usiadła na przydrożnej ławce, a Tomasz poszedł po swoje
auto. Już nie chciał więcej jej męczyć, wiec poprosił by zaczekała. I tak o
własnych siłach pokonała więcej trasy, niż zakładał, że da radę. Albo była
uparta jak osioł i chciała pokazać co to nie ona albo noga przestała ją boleć.
Tego nie wiedział i nie zamierzał pytać. Kiedy podjechał w miejsce, gdzie miała
na niego czekać, siedziała z nią znajoma kobieta. Ta sama, która powiedziała im
o Kryńskich. Spostrzegła Elkę z okna swojego domu i postanowiła wyjść. Z
ciekawością słuchała jak błądzili po lesie, do póki nie pojawił się starszy pan
i nie wskazał im drogi. Gdy miała zdradzić jego imię, nadjechał Tomasz. Po
chwili wysiadł i podszedł do obu pań.
–
Dobry wieczór – odezwał się ciepłym głosem.
–
Dobry wieczór – odparła kobieta. – Pani Ela opowiadała jakie mieliście
przygody.
–
Trochę tak.. Muszę się do tego przyzwyczaić – zaśmiał się spoglądając na Elkę.
–
No co? Chciałeś atrakcje to Ci zafundowałam pełen pakiet – roześmiała się.
–
Na dziś chyba mam dosyć – uśmiechnął się pod nosem. – Wracamy?
–
Tak.. Padam z nóg. Marzę o kąpieli i łóżku – zaśmiała się, wstając leniwie z
ławki.
–
W takim razie nie zatrzymuje już.. Mam nadzieję, że chociaż wasze przygody nie
poszły na marne. Że coś się uda zdziałać – kobieta popatrzyła na nich z
nadzieją.
–
Też mam taką nadzieję. Że nie na darmo wracam kontuzjowana – zaśmiała się.
–
W takim razie szerokiej drogi i czekamy na jakieś wieści – uśmiechnęła się do
nich.
–
Jak znam Elkę, nie odpuści.. Dziś byłem tego świadkiem – odparł Tomasz.
–
Nie przesadzaj.. – zerknęła na niego. – Raz jeszcze dziękuję za herbatę.
Tomasz
nie zrozumiał o czym mówi Elka, do póki nie dostrzegł w rękach kobiety kubka.
Widocznie widząc zmęczoną Elkę, wyszła i poczęstowała ją gorącym napojem.
–
Nie ma za co – uśmiechnęła się. – Do zobaczenia.
–
Do widzenia Pani.. – uśmiechnęła się idąc z Tomaszem do auta.
–
A przepraszam jeszcze.. – odezwała się nim Elka zdążyła złapać za klamkę.
–
Tak? – spojrzała na kobietę.
–
Mówiła Pani o mężczyźnie, który pokazał wam drogę. Kto to był? – spytała.
–
Pan Waldemar? – spojrzała niepewnie na Tomasza, który potwierdził skinieniem
głowy jej słowa. – Tak, tak miał na imię. Przypadkiem dotarliśmy do starego
cmentarza, a on był na grobie swojej żony. Nie znam niestety jego nazwiska.
Opowiadał nam tylko, że przychodzi do niej i przynosi lilie, bo nikt jej
nie odwiedza – popatrzyła na kobietę, która zdawała się w ciągu sekundy zblednąć
jakby zobaczyła ducha. – Zna go Pani? Mieszka gdzieś w okolicy? Jeśli miałabym
okazję tu być ponownie, a tak prawdopodobnie będzie, chciałabym mu podziękować.
–
To niemożliwe.. – pokręciła głową.
–
Ale co jest niemożliwe? – zapytał Tomasz.
–
Jak miała na imię jego żona? – spytała zaciskając palce na kubku.
–
Mówił o niej Lucia.. – odparła Elka.
–
Jedźcie już do domu.. – przerażona pokręciła głową.
–
Wszystko w porządku? – zapytała widząc minę kobiety. – Kto to był?
–
Dobre pytanie.. Był – odparła. – Mężczyzna o którym Pani mówi, nie może być tym
samym, za którego się podał. Ktokolwiek to był, to nie mógł być Waldek. On nie
żyje od roku. Razem z żoną są pochowani na tym cmentarzu – spojrzała na
nich.
–
Słucham? – Elka zapytała z niedowierzaniem. – To z kim szliśmy przez las?
–
Nie mam pojęcia.. – pokręciła głową i poszła do domu.
Ogłupiała
Elka wsiadła do auta, patrząc tępo przed siebie. Tomasz również wsiadł zerkając
na jej grobową minę. Wyjaśnienie tej sytuacji było niedorzeczne i nie mogło im
przejść przez gardło. Zanim ruszył spod domu kobiety, oboje spojrzeli na
siebie. Czy tylko ona myślała o tym, o czym myślała, czy obojgu przyszło
do głowy to samo. Zostawili swoje domysły bez odpowiedzi.
Do Warszawy dojechali przed pierwszą w
nocy. Przez całą drogę, Elka nie odezwała się ani słowem. Tomasz również jej
nie zagadywał. Dzisiejszy dzień dal im obojgu popalić. Spoglądając w okno,
przygryzała opuszki palców. Robiła to bezwarunkowo, gdy była nad czymś mocno
zamyślona. Oprzytomniała, gdy znaleźli się pod jej domem.
– Mam nadzieję, że nie będziesz pracować
tylko pójdziesz spać – zerknął na nią.
– Co? – spojrzała na niego wyrwana z
zamyślenia. – Tak.. Znaczy nie. Nie będę.
– To dobrze. Odpocznij.. A najlepiej jak
zrobisz sobie wolne – popatrzył na nią.
– Dorota mnie rozniesie.. Teraz mam brać
wolne? Zapomnij.. – pokręciła głową.
– Chrzanić to.. – odwrócił się w jej
stronę. – Zrób co mówię. Każdy może się rozchorować. Nawet najlepsza
dziennikarka.. – uśmiechnął się życzliwie.
– Serio mówisz? – zmrużyła oczy.
– A o czym? – zapytał z uśmiechem.
– Uważasz mnie za dobrą dziennikarkę? –
popatrzyła na niego.
– Więcej wiary w siebie – zaśmiał się.
– Ta.. więcej wiary.. – mruknęła pod
nosem. – Dzięki za dziś.. I przepraszam.
– Za co? – zmarszczył odrobinę czoło.
– Za.. Za moją spontaniczność –
skrzywiła się zgryzając wagę.
– Wciąż nie wiem o czym mówisz –
uśmiechnął się.
– Rzuciłam się na Ciebie i tuliłam jak
nienormalna – spojrzała przed siebie.
– W porządku. Nic się nie stało. Zawsze
mogło być gorzej.. – roześmiał się.
– Gorzej? – spojrzała na niego.
– Mogłaś mnie udusić.. – zacisnął wargi.
– Kretyn.. – pokręciła głową. – Idę..
– Idź.. – uśmiechnął się. – I
odpocznij.. Gorąca kąpiel i marsz do łóżka.
– Tak jest.. – zaśmiała się biorąc swoje
rzeczy. – Zaproponowałabym Ci herbatę, ale jest cholernie późno. Sylwia i tak
się pewnie denerwuje.. – zacisnęła lekko wargi.
– Wyjaśnię jej wszystko.. – odparł
cicho.
– Na pewno.. – przytaknęła chwytając za
klamkę. – W końcu zabrałam Ci całą sobotę.
– Jakoś to przeżyje – odparł – sama nie
raz pracuje w weekendy.
– Chyba, że tak – mruknęła pod nosem.
Zanim wysiadła, chciała go pocałować w
policzek, ale zmieniła zdanie.
– Dobranoc Tomasz – popatrzyła na niego
przez dłuższą chwilę.
– Dobranoc.. – odparł ciepło
odwzajemniając spojrzenie.
Po chwili zerwała z nim kontakt wzrokowy
i wysiadła z auta. Była prawie przy drzwiach kamienicy, gdy usłyszała jak
odjeżdża. Odprowadziła wzrokiem srebrne Volvo, nim zniknęło za rogiem ulicy.
Lekko skołowana, wdrapała się powoli po schodach na swoje piętro. Chwilę
mocując się z zamkiem, w końcu otworzyła drzwi do mieszkania.
Z ambitnego planu gorącej kąpieli i
odpoczynku, udało jej się zrealizować tylko zrobienie sobie czegoś do jedzenia
i przygotowanie herbaty. Z tym jedzeniem też nie poszło najlepiej. Nadgryzła
kawałek kanapki, popiła herbatą i zrobiło jej się niedobrze. Nie tknęła ani
kęsa więcej. Wzięła tylko szybki prysznic i wylądowała w łóżku. Oparta
o zagłówek łóżka, wciąż zastanawiała się kim był człowiek z lasu. Nie
wierzyła w takie rzeczy. To nie mógł być.. To był absolutny nonsens. Aby
zagłuszyć głupie myśli, sięgnęła po swój laptop i włączyła pocztę. E-mail od
Doroty nie wróżył nic dobrego.
Po przeczytaniu wiadomości, że na
poniedziałek życzy sobie felieton Singielki, osunęła się na poduszkę bez sił.
Nie miała weny do pisania. Ani dziś, ani jutro. Nawet jeśli zaczęłaby coś
pisać, wyszedłby z tego koszmarny gniot. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w
momencie, gdy była na celowniku naczelnej. Tym bardziej nie mogła wziąć
wolnego, co zasugerował Tomasz. Postanowiła, że jutro wstanie, ogarnie się i zacznie
pisać. Poza felietonem miała też inne zadanie. Musiała napisać artykuł o kapliczce.
To była misja samobójcza. Wiedziała, że nie może odpuścić tego tematu. Niestety
decyzja jaką podjęła, mogła przynieść
przykre konsekwencje.
Drugi ambitny plan Singielki legł w
gruzach. Wykończona poprzednim dniem nie zrobiła w niedzielę absolutnie nic.
Pół dnia przeleżała w łóżku, drugie pół spędziła w rodzinnym domu. W końcu
miała spotkać się z siostrą i dokładnie opowiedzieć jej jak wyglądała „potrójna
randka”. Przy okazji streściła jej wczorajsze leśne przygody i jak znalazła się
w nocy na cmentarzu. W trakcie spotkania, nie mogło zabraknąć butelki wina,
która w towarzystwie tarty malinowej umiliła im wieczór. Natalia namówiła
Elkę, żeby ta została na noc. Nie była na to przygotowana. Nie zabrała ze sobą
rzeczy na zmianę, ale stwierdziła, że wróci do domu z samego rana i zdąży się
przebrać.
Niestety, coś poszło nie tak. Gdy obie
siostry się obudziły, była 9 rano. Przynajmniej od godziny powinna być w
redakcji, a była w łóżku na drugim końcu miasta. Lotem błyskawicy wpadła do
łazienki, potem ubrała się i wybiegła do auta. W tym tempie zapomniała o
bolącej nodze. Po drodze do redakcji, wstąpiła do domu i przebrała się
w pierwsze lepsze czyste ciuchy. Wyglądała mniej więcej tak, jakby
strzelił w nią piorun kulisty. Adrenalina robiła swoje, Dopiero gdy wysiadła
pod redakcją, poczuła znajomy ból nogi. Ten sam, który doskwierał jej przez
ostatnie dwa dni.
Przechodząc przez recepcję, zapytała
Monikę czy jest naczelna. Niestety była i była wściekła. Podobno z samego rana
pożarła się z Mikołajem. To nie wróżyło nic dobrego. Jeśli smoczyca pożarła się
z jedynym facetem którego tolerowała, reszta redakcji miała kolokwialnie mówiąc
przesrane. Siadając przy biurku, odruchowo zerknęła na puste biurko Tomasza.
Była ciekawa czy jest gdzieś w terenie, czy dopiero przyjdzie. A może był w
ciemni? W sumie nie wiedziała czemu ją to interesuje.. Po chwili zamiast
zastanawiać się co robi i gdzie jest Tomasz, włączyła komputer i zabrała się do
pracy.
Zwykle miała ogromną przyjemność z
pisania felietonów, ale nie dziś. Po prostu nie miała dobrego tematu. O czym
miała napisać? O dziwnym spotkaniu we troje? Przecież od razu wyszłoby na jaw,
że to ona jest Singielką. Stukając palcami w blat, dostrzegła dziwny element
strony portalu, którego do tej pory nie było. Pogrubionym fontem na głównej
widniał napis „SINGIELCE ZOSTAŁO 447 DNI”. Dorota naprawdę postanowiła sprawić,
by Elka nie zapomniała jaka jest jej misja. Teraz codziennie będzie widzieć ile
zostało jej czasu na znalezienie faceta. To wcale nie było motywujące. To było
przerażające. Jak tykająca bomba z odmierzaniem czasu.
Około 16, gdy stan artykułu Elki wynosił
może trochę więcej niż 40 % miała dość. Pisząc kolejne zdanie, jej myśl
przerwał Mikołaj, który wyglądał dziś chyba gorzej niż ona.. Nie fizycznie
rzecz jasna. Chodziło o jego nastrój. Był jakiś nie swój.
Jeśli taki facet jak on przychodzi do
Ciebie i proponuje Ci ucieczkę z pracy w czasie pracy, co robi Singielka? Idzie
na wagary.. Czy to była randka? Nie do końca wiedziała. Wiedziała że ma
niewiele czasu, by zrobić siebie na bóstwo. Nawet jeśli miała to być misja
niemożliwa do realizacji. Zostawiła swój tekst i poszła prosić Monikę o pomoc.
Na nią zawsze mogła liczyć, chociaż ta skarciła ją, że zwariowała. Wychodzić w
trakcie pracy na nie służbowe spotkanie? Czyste szaleństwo albo jawna głupota.
Podczas robienia makijażu w redakcyjnej
toalecie, Monika sprzedała Elce najnowsze plotki o Dorocie i Mikołaju. Z tego
co zrozumiała, Mikołaj nie był absolutnie zainteresowany Dorotą i miał kogoś
innego na oku. Czyżby? – pomyślała przeciągając usta koralowym błyszczkiem.
Była gotowa. Mogła przekonać się na własnej skórze, czy zaproszenie na wagary,
to coś więcej niż luźne spotkanie z Tomaszem. W przypadku Mikołaja, mogła o tym
myśleć całkiem poważnie. W końcu był singlem tak jak ona. Wychodząc z budynku,
spostrzegła czekającego na nią bruneta. Stał przy jednym ze swoich luksusowych
testowanych aut. Uśmiechnęła się na ten widok.
Nowy ciuch, nowy makijaż i nowe perfumy,
nie zawsze oznaczają nowe życie.. Mogą, ale nie muszą. Dzisiejsza randka
Singielki miała odbyć się w stylu kalifornijskim. Z mężczyzną posiadającym
gust i klasę. Takim, który nie potrzebuje anorektycznych top modelek. Czasem
coś musi nie wypalić, żeby wypaliło coś – pomyślała podchodząc do Mikołaja.
Może los dawał jej drugą szansę. Była pełna nadziei, że to popołudnie będzie
fantastyczne. Singielka miała zamiar bawić się bosko. Tak, jak zasugerowała jej
Dorota. Ani trochę nie przejmowała się tym, że zamierza to robić z mężczyzną,
który jest obiektem westchnień naczelnej. Pierwszy raz miała to w głębokim
poważaniu. Zawsze myślała o innych, nigdy o sobie. Tego popołudnia
zamierzała to zmienić.
Tak uśmiechniętą, a wręcz rozpromienioną
Elkę ujrzał Tomasz. Z nietęgą miną obserwował jak wsiada do auta i odjeżdża z
gościem, za którym osobiście nie przepadał. Czuł jakiś dziwny zawód. Po
pierwsze jednak przyszła do pracy i wcale go nie posłuchała, po drugie.. Chyba
dobrze się bawiła. Zgryzł wargę poprawiając torbę na ramieniu, po czym kopnął
kamień, który leżał na jego drodze.
Kilka minut później, zamknął się w
ciemni.
***
Co by tu mądrego napisać...
OdpowiedzUsuńPlenerowe atrakcje zawsze wychodzą Twoim bohaterom na dobre.
Obiema rękoma i towarzyszącymi im kończynami dolnymi podpisuję się pod refleksjami nad deweloperem. Twoich wieśniaków najeżdża jeden gość, a krew się burzy. Co dopiero, u mnie, kiedy skrzykuje się cały obwarzanek... Dobiłaś mnie trochę, czyli bardzo dobrze to napisane jest.
Monet, nie moje klimaty, ale pozwala zobaczyć o jaki efekt chodziło.
Państwo Kryńscy uroczy. W oryginale jasne ciasto było marcepanowe. I nie powiem, chętnie bym takiego spróbowała.
Cmentarz śliczny. Już przy pierwszych zapowiedziach miałam zboczone skojarzenia, bo przypomniało mi się pewne opowiadanie z przed lat. Na szczęście poszłaś w inną stronę.
Spalona zagroda tak coą sugerowała.
Pękający znicz - świetny zabieg.
Tomasz tracący maskę twardziela, zabawny. Rzucająca się na niego Elka, jak zawsze - urocza.
Ujęli Kryńskich, ujęli upiora, aż wreszcie Elka ujęła Mikołaja...
Nie mam żadnych przypuszczeń do tego, czym zastąpisz bezpańskie dzieci z Miodunki.
Ale gdzie będą ślubować, dobitnie zaznaczyłaś. Skoro tyle szczęścia przynosi ta kaplica. To jednak coś więcej niż stare volvo.
Dziękuję, że nadal chce Ci się pisać tę historię. Jest wspaniała.
Plenerow4e mówisz? Chyba wychodzi tu moja natura piechura.. Za dużo łażę i stąd polot do wycieczek. Jedno jest pewne, wszystkie te wycieczki kończą się bólem nóg :D Każdego dewelopera, który robi takie numery należy odpowiednio załatwić.. Jego też trzeba wykastrować z durnych pomysłów. Ja już nie wie czy to dobrze czy źle, jak dobijam swoich czytelników. Jak wszystkich dobije to kto będzie dalej to czytał? *,* Nie bój się, Monet to też nie mój klimat, ale idealnie obrazuje wiejskość ogrodu.. Ogród malowany plamami kolorów :) Ja też mam ochotę na to ciasto ale powinnam być na diecie jasna cholera! Cmentarz śliczny? Say what?! ; DDD Rozwiń temat tego cmentarza i tego opowiadania bo nie mam pojęcia o co chodzi :P Owiec mnie :D Tomasz też człowiek, nie zawsze musi być twardy jak orzech.. Tez ma prawo się chłopaczyna wystraszyć. Co do Miodunki.. tego jeszcze sama nie wiem :P
UsuńA ja dziękuję, że wciąż Wam się nie znudziła <3
Ja generalnie mam turpistyczne upodobania i każdy cmentarz jest dla mnie śliczny 😓. A co od opowiadania... Jakąś dekadę temu działał portal DobraErotyka, z którego zapadła mi w pamięć klimatyczna cmentarna scenka. To było tak dawno, że opowiadania tego typu nie szły jeszcze pod etykietkę Greya i itp badziewu z USA. Osobnik, który je popełnił pisał wiele świetnych rzeczy. Na szczęście portal został zamordowany przez hakerów, bo wielu ludzi do dzisiaj by się wstydziło i ja też. Odzyskanie tych tysięcy opków z martwego serwera okazało się niemożliwe.
UsuńBędę to czytać nawet zza grobu. W charakterze pana Waldka!
Hejoooooooooooo! :D
OdpowiedzUsuńAchh, najgorszy to jest moment, gdy opowiadanie się kończy :( A tą jestem totalnie zachwyconaaaa!:D Pañstwo Kryńscy- no nie powiem, że też jestem zauroczona tą uroczą parką :) <3 Potem przygoda w lesie- gdzie też jestem przeszczęśliwa :D Wogóle tą sceną w lesie przypomniałaś mi o moim ulubionym odcinku 25 :D ( Chyba to był odcinek 25, nie jestem pewna) :D, gdzie tak samo Tomek niósł ją na barana :D Potem ten niby Waldek na cmentarzu, przy którym to ja po jego zobaczeniu też bym chyba na zawał padła, więc się tym obojga nie dziwię, że się przestraszyli :D I tera Tomek zobaczył, że Elka go oszukała i... Że pojechała z Mikołajem! :O No co tu dalej mówić :D Przypisuje tą nową, całkiem odmienioną część 11 do księgi mych ulubionych! :D <3 A tymczasem czekam z niecierpliwością na dalsze wydarzenia, bo nie powiem będzie się dużo działo, ale chyba tak z większą niecierpliwością, to na część 70 :D Ale muszę poczekać cierpliwie :)
Manik Makos
Twoje opowiadania z całą pewnością nigdy się nie znudzą. Strasznie brakowało mi czytania wpisów. Super, że nadal masz ochotę poświęcać swój czas na pisanie tej historii. Strasznie mnie to cieszy. Tę część mogę spokojnie dodać do moich ulubionych, ma w sobie klimat. Małżeństwo Kryńskich mnie urzekło, lubię takie historie. Przygoda w lesie, dotarcie do cmentarza, a na sam koniec pomoc Pana Waldemara. Coś mi w tym człowieku nie pasowało, ale nie sądziłam,że zrobisz z niego ducha. No no chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Coś jeszcze mogę napisać, chyba brak mi już słów. Jak zwykle jestem zachwycona Twoim tekstem. Sama się sobie dziwie, że od jakiegoś czasu po przeczytaniu kolejnych części historii nie mogę się powstrzymać od napisania choćby kilku słów komentarza. Kiedyś było inaczej przeczytałam i na tym się skończyło. To nie znaczy, że mi się nie podobało, co to to nie…. Po prostu jakoś nie umiałam ubrać w słowa,że tak bardzo mi się to podoba. Na sam koniec dodam, że z wielką niecierpliwości czekam na część 70. Jestem ciekawa co nam zaserwujesz pisząc kolejne nowe części, gdzie Elka i Tomasz prowadzą ze sobą „niebezpieczną grę”.
OdpowiedzUsuń