Kiedy zamknęła
za sobą drzwi od ciemni, pokręciła głową. Nim przeszła dystans trzech pięter,
osoba Tomasza całkiem wyleciała jej z głowy. Zresztą, miała teraz coś
ważniejszego na głowie, niż myślenie o krzykaczu z ciemni.
Wróciła do
swojego biurka, wygodnie rozsiadając się na krześle. Sięgając po kolorowy
kubek, upiła kilka łyków zimnej już kawy, po czym odpaliła wyszukiwarkę.
Kim jesteś?
- zadała sobie pytanie, przeszukując kolejne strony w poszukiwaniu
informacji o coachu. Wpatrzona w monitor, kompletnie zatraciła się w czytanym
tekście. To była jej szansa, żeby zabłysnąć. Musiała przygotować się do tego
wywiadu jak najlepiej. W końcu udało jej się ustalić podstawowe informacje.
Jacek
Wardocha, był czterdziestoletnim specjalistą do spraw rozwoju osobistego. Człowiekiem
charyzmatycznym, pełnym energii i pasji. Z łatwością nawiązującym kontakt z większą
liczbą osób. Bardzo pewny siebie. Wykształcenie i praktykę zawodową zdobył na
jednym z uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych. Ci co go znają, mówią, że
nabrał amerykańskiej maniery i stylu.
To by się
zgadzało – pomyślała Elka, przeglądając zdjęcia jakie były dołączone do jego profilu
na stronie. To było pewne. Facet miał swój styl.
Wyczytała
jeszcze o taktyce jego pracy. Coach porozumiewał się z ludźmi zadając pytania.
W jego pracy nie chodziło mu o to, żeby komuś nakreślić z czym ma problem.
Wychodził z założenia, że człowiek sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie
"jaki jest jego cel". Poszukując odpowiedzi na własną rękę, poznajemy
samego siebie.
Ciekawe, ciekawe..
– mruczała pod nosem, kompletnie nie zauważając jak jej telefon kolejny raz
upomina się, żeby go odebrać.
– Coś Ci
wibruje – usłyszała szept do ucha. Elka jak oparzona odsunęła się od
Krzyśka, który zawisł nad nią opierając się o biurko. - O czym tak dumasz? O mnie?
Zapomnij.. Dziś jestem tylko dla mojej tancereczki, ale jutro.. Jutro jestem
cały Twój – popatrzył na nią z uśmiechem.
–
Idiota! – spojrzała na niego wywracając oczami. Gdy Krzysiek poszedł
do swojego biurka, zastanowiła się jakim cudem jeszcze go nie zabiła.
Jako
dziennikarz nie był głupi. Wręcz przeciwnie. Harował w redakcji więcej niż
inni. Stawał na głowie, żeby przeskoczyć Mikołaja i wyjść przed szereg. W
końcu zabłysnąć i nie żyć w cieniu redakcyjnego przystojniaka.
Niestety
jako facet, był absolutną porażką. Nie raz miała wrażenie, że Krzysiek Kempa chce
zaliczyć wszystko co się rusza. Znaczy wszystkie kobiety. Zaczynając od tych
najładniejszych, potem tych mniej ładnych, a kończąc na każdej, która się
napatoczy. Ale jak to zwykle bywa, kto dużo gada mało robi. A skoro on gadał o seksie
więcej jak pracował, można się było domyśleć, że jego życie erotyczne jest
uboższe niż wszystkich w redakcji razem wziętych. Słysząc donośne „Patryś!”
wróciła na ziemię. Spojrzała na migającą diodę w telefonie. Zerknąwszy kto
dzwonił, osunęła się na krześle.
Mama –
pomyślała obracając się na krześle. Od rana nie dawała jej spokoju. Teraz,
jakby uważała, że Elka o niej zapomniała, znów dała o sobie znać. Godzina 7
rano telefon. Nie mogła zaczekać? Toż to nieludzka godzina. Zwłaszcza jeśli
poszło się spać o 3 nad ranem. Zaproszenie na kolację to nie jest powód,
by zrywać się z łóżka o świcie. Równie dobrze mogła przekazać jej tę wiadomość
o godzinie 12. Nie rozumiała skąd ten pośpiech. Za nic w świecie nie miała
ochoty na wizytę. Nie dziś, nie jutro. W ogóle. Gdyby nie to, że to było
zaproszenie od Natalii, w życiu by się nie zgodziła.
Jej młodsza
siostra miała więcej wyrozumiałości, niż jej własna matka. Ostatnio wszystkie
odwiedziny w rodzinnym domu, kończyły się tym samym. Pytaniem „Kiedy w końcu
przyprowadzisz faceta?”. Miała tego serdecznie dość.
Odkąd 5 lat
temu rozstała się z narzeczonym, jej matka dostawała kociokwiku. „Masz 27 lat i
jesteś sama”, „Z Twoim charakterem zostaniesz starą panną”. Teraz miała 32 lata
i tak, była sama. Ale nie specjalnie cierpiała z tego powodu. Wiadomo, że
miło jest się do kogoś przytulić. Pójść na kolację czy wyjechać na weekend nad
morze. Już to przerabiała. Jeśli znowu miała być wystawiona do wiatru, wolała
szukać w nieskończoność, niż potem płakać w poduszkę.
Zerknąwszy w
stronę otwartych szklanych drzwi, przez które bezpośrednio wchodziło się na
przestrzeń biurową redakcji, zobaczyła nerwusa z ciemni. Wszedł trzymając torbę
na ramieniu, wymieniając tylko krótkie „cześć” z mijającym go Krzyśkiem. Gdy
podszedł bliżej swojego biurka, uśmiechnął się nieznacznie w jej kierunku
spoglądając na niedawne tornado, które nawiedziło jego azyl.
Nic się nie
odezwał, tylko usiadł przy biurku i włączył laptop.
No nic. Czas
na mnie – pomyślała zabierając telefon, kopertę od Doroty i zieloną teczkę,
która wylądowała w jej wielkiej czarnej torbie. Nic nie mówiąc, zasunęła krzesło
i skierowała się do wyjścia. W ostatniej chwili zawróciła.
– Tomasz? –
podeszła do niego bliżej.
– Słucham? –
spojrzał na nią, odrobinę marszcząc brwi.
– Pamiętaj.
Jutro o 10 są te warsztaty – uśmiechnęła się lekko.
– Okej,
zapamiętam. Gdzie się umówimy? – dopytał dla pewności.
– No nie
wiem.. Chyba tam na miejscu – wzruszyła ramionami.
– Daj
spokój. Przyjadę po Ciebie i z tyle – zerknął na nią wyjmując małą kartkę z szafki.
– Tylko zapisz mi swój adres i nie wiem.. Przyjechać tak ok 9? Plus minus
trzeba doliczyć korki – popatrzył na nią.
– No dobra,
skoro tak Ci pasuje – przytaknęła sięgając po długopis z jego biurka i nabazgrała
na szybko swój adres. – Trzymaj – przyklepała ręką kartkę. – Lecę. To do jutra.
Cześć! - uśmiechnęła się i wyleciała przez te same drzwi, przez które on wszedł.
– Cześć –
mruknął pod nosem i wrócił do swoich zajęć.
Zanim
odpaliła swojego niebieskiego Volkswagena Golfa, minęło 10 minut. Chyba wyczuł
niechęć swojej właścicielki do podroży. Nauczyła się już, że nerwy na nic się
zdadzą. Im bardziej się wściekała, tym gorszy był rezultat. Gdy w końcu silnik
zaskoczył, odetchnęła z ulgą. Wyjechawszy na główną ulicę, praktycznie nie
miała szans uniknąć korków. Zwłaszcza o tej godzinie. Cała Warszawa wracała z
pracy do domu.
Stojąc na
kolejnych światłach, zastanowiła się, z jakiej to okazji jej młodsza siostra
organizuje kolację. Urodziny miała dopiero za dwa miesiące. Zdany egzamin? –
mruknęła pod nosem. Niemożliwe – pomyślała. Sesje egzaminacyjne zaczynały się
dopiero za dwa tygodnie, w związku z tym, nic konkretnego nie przyszło jej do
głowy. Dwie przecznice dalej, znów nie dało się przejechać. Zmrużyła lekko
oczy.
Był 1
czerwca i pogoda dopisywała od rana. Wciąż mocno świeciło słońce, a ona
przeklinała się w myślach, że zapomniała okularów.
Dudniąc
palcami w kierownicę, pomyślała o Natalii.
Była jej
zupełnym przeciwieństwem.
Wysoka,
szczupła brunetka. Dużo młodsza, dużo lżejsza i w ogóle bardziej udana –
stwierdziła któregoś razu, podczas jednego ze wspólnych obiadów. Choć było to
powiedziane w żartach i Natalia nigdy nie wzięła tego na poważnie, to Elka
czasami tak czuła. Wynikało to głównie z podejścia ich matki do każdej z nich.
Bywało tak, że Natalia była faworyzowana przez Sławę. Dlaczego? Bo studiowała
farmację, miała chłopaka i była uporządkowana.
Co innego
Elka. Była wieczną patałachą z wątpliwym zawodem i nie miała faceta. To i jeszcze
kilka innych rzeczy, kwalifikowało ją jako czarną owcę w rodzinie.
Co jeszcze
różniło obie siostry? Ich ojcowie.
Natalia była
córką z drugiego małżeństwa, co dawało jej status pół siostry. Dla Elki nie
miało to znaczenia. Kochała ją jak całą. Nawet się nie zorientowała, gdy na
przemyśleniach i wspomnieniach, minęła jej cała podróż.
Nic nie
zapowiadało katastrofy. Wysiadając z auta, zabrała pudełko z babeczkami.
Kupiła je po drodze, wstępując do swojej ulubionej cukierni. Kiedy drzwi
otworzyła jej matka witając się pocałunkiem w policzek, po chwili wtrąciła
pierwszą uwagę. Elka nie przeszła nawet metra przez korytarz, gdy Sława zdążyła
skrytykować jej cerę.
Zaczyna się
– pomyślała wchodząc do salonu. Nie chciała psuć sobie dobrego humoru.
W ogromnym
salonie państwa Nowackich, na jednej z dwóch kanap siedziała babcia Genowefa -
matka Sławy. Drugą kanapę zajmowała Natalia, która pomachała do Elki. Obok niej
siedział Robert - jej chłopak. Niedaleko stał Olgierd - ojczym Eli,
rozmawiający przez telefon. Babcia spoglądając na Elę, posłała jej ciepły
uśmiech i komplement. To było naprawdę miłe. Gienia była najbardziej
kochaną osobą, jaką Ela poznała w życiu. Przynajmniej na tę chwilę. Widząc, że
każdy zajęty jest czymś innym, Sława zaklaskała w dłonie.
– Siadajcie
wszyscy! Mamy nowinę – mówiąc to, Sława usiadła na kanapie obok swojej matki.
Elka popatrzyła na nią lekko zdziwiona.
Skąd
wiedziałaś mamo? – pomyślała, chcąc pochwalić się zleceniem.
– Chciałam
coś z wami poświętować – odezwała się Elka, patrząc na każdego z osobna. Po
chwili wyjęła z torby kopertę. – Mam bardzo dobrą wiadomość..
– Nie,
nie, nie. Zebraliśmy się tutaj wszyscy, żeby Natalia mogła nam coś bardzo
ważnego powiedzieć. Zaczynaj.. – zachęciła ją Sława.
Oczywiście –
pomyślała Elka zaciskając wargi. Standardowa sytuacja. Natalia miała
pierwszeństwo jak zawsze. W końcu, przecież jej matka nie miała pojęcia, że
dzisiejszy dzień był dla Elki bardzo udany. Że być może od jutra, zacznie
rozwijać swoją karierę jako prawdziwa dziennikarka. Kto by się przejmował
takimi pierdołami. Gdy Natalia chciała dać pierwszeństwo Eli, by powiedziała to
co zamierzała, Sława je zakrzyczała.
Elka
odpuściła.
Nie miała
ochoty na sprzeczki, więc głos zabrała Natalia. Ogłosiwszy światu, że zamierza
wziąć ślub z Robertem, Elka przysiadła na stoliku. Jej młodsza o 10 lat
siostra, pierwsza wyjdzie za mąż.. Oczami wyobraźni widziała już to spojrzenie
matki, które mówi.. "A Ty zostaniesz sama jak palec..". Wiadomość o ślubie
wnuczki sprawiła, że babcia Genowefa roześmiała się w głos.
– Ślub? Ale
po co? – spojrzała na wnuczkę, Roberta oraz na Elkę, która zakryła ręką usta
próbując się nie roześmiać. Babcia tymi słowami trafiła w punkt, a to
wszystko co powiedziała, przypieczętowała kieliszkiem wiśniówki domowej
roboty.
– Mamusiu! Nie
psuj nam święta – niemal natychmiast wtrąciła Sława, spoglądając na swoją matkę
oburzona jej słowami.
– Święto..
Oni sobie psują życie – odparła zadowolona Genowefa.
Spoglądając
na podekscytowane towarzystwo wiadomością o ślubie, Ela nie miała wyjścia, jak
odłożyć plan pochwalenia się sukcesem na inny czas. Przecież gwiazdka może zaczekać,
kiedy wybucha supernowa – pomyślała kładąc kopertę na szklany stolik.
Po
uroczystym toaście nastąpiło krótkie spięcie na linii Sława - Natalia. Na wzmiankę
o planach podróży poślubnej do Argentyny, Sława mało nie zeszła na zawał.
Już miała wizję porwania albo co gorsza, zamordowania swojej córki przez mafię.
Atmosferę rozładowała Elka. W końcu miała najlepszy możliwy argument.
Natalia
będzie tam ze swoim mężem.
Jakiś czas
później, Ela trzymając w dłoni talerz z pysznym ciastem, siadła na rogu fotela
na którym przycupnęła babcia. Zaciekawiona tym co chciała ogłosić Elka,
próbowała ją podpytać. Niestety, nic się nie dowiedziała. Stwierdziła, że to
mało ważne, a poza tym, przecież wieczór jeszcze się nie skończył.
W tym samym
czasie, w którym Ela siedziała z babcią w salonie, w kuchennej spiżarni
zabunkrowały się Natalia ze Sławą. Trwała tam gorączkowa dyskusja na temat
przyszłego wesela. Los tak chciał, a już na pewno uwielbienie Eli dla
słodkości, że przyszła do kuchni. Nie umiała sobie odmówić jeszcze jednego
kawałka cudownej babcinej szarlotki. Stanęła jak wryta, słysząc dobiegające zza
uchylonych drzwi głosy.
Sława Nowacka użalała się nad losem swojej
starszej córki. Co ludzie powiedzą, gdy przyjdą na wesele, a ona znów będzie
sama. Podeszła nieco bliżej. Chciała się dowiedzieć, co jeszcze mądrego wymyśli
jej rodzona matka. To był błąd.
Wolałaby
tego nigdy nie usłyszeć.
Dla jej
matki liczyła się opinia innych, nie dobro własnych dzieci. Ono było ważne, ale
nie było priorytetem według Elki. Sława zawsze taka była i każdy zdążył się do
tego przyzwyczaić. Jednak usłyszeć o sobie z ust rodzicielki, że jest sfrustrowana,
za gruba i że powinna schudnąć, to było przegięcie. Żeby powiedziała jej
to w twarz, może by było inaczej, ale tak za plecami? Obsmarowała ją od góry do
dołu.
W dodatku z
jej własną siostrą.
Żadna matka,
nie powinna tak mówić o dziecku. Co do wyglądu, może i miała rację. Mogła
bardziej o siebie zadbać i trochę schudnąć. Jednak dowiedzieć się, że jej
ukochane mieszkanie wygląda jak garsoniera? Że wybrała fatalne studia? Że mogła
studiować medycynę lub prawo, a nie pracować w jakimś głupim portalu, w którym
nic nie napisała. Słysząc to, z minuty na minutę czuła się coraz gorzej. Choć
Natalia z całych sił próbowała bronić siostrę, zrobiła coś gorszego. Coś, czego
nigdy by się po niej nie spodziewała. Założyła się z matką.
Zakład
polegał na tym, że Ela przyjdzie na jej ślub z fantastycznym facetem. Ze swoim
facetem. Wtedy ona w ramach wygranej, pojedzie na wycieczkę do swojej
upragnionej Argentyny, Całość opłaci Sława. Tego było już za wiele. Nie chciała
ich dłużej słuchać. Dławiąc się łzami, zabrała swoje rzeczy i wybiegła z domu
bez słowa.
Ten wieczór
jak i noc, były koszmarne. Przez cały czas, miała w głowie bolesne uwagi na
swój temat. Słowa jakie padły z ust jej matki, każdego doprowadziłby do łez.
Nawet tak z pozoru twardą dziewczynę jak ona. Zajadając się lodami i oglądając
całującą się na ekranie parę, co chwilę sięgała po chusteczki. Smarkając nos i
wycierając oczy, wyglądała żałośnie. Gdy poszła do łazienki, całkiem się
dobiła. Gdyby na co dzień nosiła makijaż, pewnie wyglądałaby jak pierrot –
pomyślała spoglądając w lustro.
Zasnęła
dopiero nad ranem. Niestety, nie dane jej było wypocząć. Ze snu wyrywał ją
dzwonek telefonu, który leżał na nocnej szafce. W pewnej chwili, jej irytacja
sięgnęła zenitu. Miała ochotę rozwalić ten telefon w drobny mak. Nie odebrała
ani jednego, z dziesięciu połączeń. Leżąc z twarzą w poduszce, dopiero po
jakimś czasie zaczęła odsłuchiwać pocztę głosową. Wywody martwiącej się o nią
Sławy były nie do zniesienia.
Teraz się
martwiła? A nie zależało jej wcześniej? By być dobrą i kochającą mamą? Z minuty
na minutę, wzbierała w niej złość do matki. O wszystko. Nie miała nawet ochoty
wstać, ubrać się i iść do pracy. Siedziała na rozmemłanym łóżku, mając na sobie
piżamę w kratkę i jedną skarpetkę na nodze. W dodatku z dziurą na dużym
palcu. Słysząc w pewnej chwili pukanie, ocknęła się spoglądając w stronę drzwi.
– Nie ma
mnie w domu! – krzyknęła wstając i robiąc rundkę dookoła stołu. To było jasne.
Nie odebrała telefonu od matki, więc ta przyszła osobiście. Po wczoraj, miała
jej dość. Za długo milczała. Za długo skrywała swoje myśli. – Ja mam prawo mieć
pretensje! Ja mam prawo mieć pretensje, matka się tak nie zachowuje! –
krzyknęła w stronę drzwi. – Matka nie mówi takich rzeczy o córce! Że
gruba, że wiecznie sama. Dosyć mam! – walnęła dłonią w stół.
Słysząc ponowne
pukanie, skierowała się do drzwi. Nawet nie przyszło jej do głowy, by sprawdzić
kto za nimi stoi. Z całym impetem, przepełniona żalem do matki, szarpnęła za
klamkę i otworzyła drzwi, wykrzykując co ma do powiedzenia.
– Nie jesteś
już moją matką! – warknęła, stając w otwartych na oścież drzwiach.
Gdy
zobaczyła, że to nie jej matka, a kolega z pracy, znieruchomiała.
– No
raczej.. – odparł Tomasz, lustrując Elę od stóp do głów.
Zamrugał
powiekami będąc w nie mniejszym szoku niż ona. Nie spodziewał się takiego
widoku. Zamiast być gotową do wyjścia, była ubrana we flanelową koszulę, która
ledwie zakrywała jej tyłek. Żeby było zabawniej, miała na stopie jedną dziurawą
skarpetkę, a drugą trzymała w ręku jakby chciała nią zabić. I ten
nieposkromiony bałagan na głowie. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdy
trzasnęła mu drzwiami przed nosem.
Idiotka –
pomyślała, przykładając rękę do ust i zaciskając oczy. Oparła się o te cholerne
drzwi, czując jak zapada się pod ziemię. Czy tylko ona ma zawsze takiego pecha?
Czy można było się bardziej skompromitować? No chyba nie.
Gdy po
jednej stronie drzwi, Elka płonęła ze wstydu, stojący po drugiej stronie
Tomasz, zaczął się cicho śmiać zakrywając usta ręką. Pokręcił głową, nie
wierząc w to co się stało. Nigdy w życiu nie był w takiej sytuacji. Ta
dziewczyna to huragan na dwóch nogach – pomyślał, starając się wymazać obraz
sprzed kilku sekund. Było to jednak trudne. Najbardziej rozbrajająca była ta
skarpetka. Jednak zamiast się śmiać, musiał jakoś załagodzić tę głupią sytuację
więc zapukał.
– Mieliśmy
razem robić reportaż.. – powiedział spokojnym tonem.
– Nigdzie
nie idę.. – odparła przerażona, że wciąż tam stoi.
– Myślałem,
że Ci zależy – odparł opierając się o drzwi.
– Nie
zależy.. – mruknęła, zaciskając powieki.
– Przecież..
Jak Ty to powiedziałaś? – starał się sobie przypomnieć jej słowa – a już wiem.
Wsadziłaś Dorocie nogę w drzwi. No i wczoraj się bardzo cieszyłaś na ten
wywiad.. – zmarszczył nieco brwi.
To była
głupota, żeby przez jedną małą wpadkę, nie chciała jechać z nim na reportaż.
Zerknął na zegarek. Mieli jeszcze chwilę czasu, a on był dość cierpliwy.
– Dzisiaj
się już nie cieszę i nie przekonasz mnie! – odparła całkowicie pewna swojej
decyzji. Po tym co zobaczył, nie było szans, żeby otworzyła mu drzwi.
– To
pojedziemy smutni.. – odparł raz jeszcze pukając do drzwi.
Chcąc nie
chcąc, po tym co powiedział, nie umiała się nie roześmiać. Rozbawił ją tym
tekstem. Chyba był cierpliwszy, niż jej się wydawało. Była pewna, że takim
gadaniem go spławi, ale nie.. Uparł się osioł i sterczał jak głupi pod tymi
drzwiami. Pokręciła głową odwracając się twarzą do drzwi i przekręciła kluczyk.
Po chwili otworzyła, spoglądając na niego jak opierał się o framugę.
– Wchodź.. –
otworzyła szerzej drzwi, chowając się za nimi – piętnaście minut.. No może
dwadzieścia i będę gotowa – spojrzała na niego, przygryzając dolną wargę.
Gdy wszedł,
przymknęła drzwi. Spoglądał na nią z delikatnym uśmiechem.
– Jak
chcesz, to woda jest gorąca. Zrób sobie kawy. Kawa jest.. O tam. W tej szafce –
wskazała palcem na szafkę ponad zlewem.
Widząc jak
się na nią patrzy, cały czas się uśmiechając, zirytowała się.
– Ej, nie
patrz tak na mnie! – syknęła, zdmuchując kosmyk włosów z policzka.
– Nie
patrzę. Nic nie widziałem.. – roześmiał się, widząc jak się miota.
Było to w
pewien sposób urocze, niewinne, a zarazem zabawne. Drugi raz miał wrażenie, że
to kobieta pełna sprzeczności. Inna niż wszystkie. Mimo to, czuł, że może im
się ze sobą dobrze pracować. Przeciwieństwa się przyciągają, a oni mieli
skrajnie różne temperamenty. Ona wybuchowa, on spokojny. Przynajmniej tak
mówiła jego dziewczyna. Nie chciał jej więcej krępować. Gdy Elka poszła się
ubrać, został w kuchni popijając kawę z czerwonego kubka.
Zerkając co
jakiś czas w lustro, w którym odbijał się salon, widział jak biega w jedną
i drugą stronę. Latała od komody do fotela, zbierając graty do torby. Jednocześnie
spinała włosy. Nie wiedzieć czemu, uśmiechał się sam do siebie. Zamyślił się spoglądając
w kubek. Popatrzył na nią dopiero wtedy, gdy poczuł jak klepie go ręką po
ramieniu. Nie dopijając swojej kawy, odstawił kubek i oboje wyszli z jej
mieszkania.
Na miejsce
gdzie miały odbywać się warsztaty, pojechali jego samochodem. Szczerze mówiąc,
dawno już nie widziała tego modelu Volvo. Przez całą drogę nie odzywali się do
siebie. Właściwie nie wiadomo dlaczego. On nie chciał jej drażnić, ona wciąż
czuła się zakłopotana dzisiejszą sytuacją. Gdy ukradkiem zerknęła w jego
stronę, zastanowiła się, co sobie o niej pomyślał. Miał ją za kompletną
blondynkę-kretynkę? Czy może za jakąś niezrównoważoną psychicznie babę, która
drze się przez drzwi na obcych ludzi.
Już zebrała się na odwagę, żeby coś powiedzieć
i jakoś przerwać tę ciszę, ale w tym samym momencie, ktoś zatrąbił na ulicy i
straciła swoją szansę.
Chwilę
później, Tomasz zaparkował auto pod budynkiem. Żeby trochę ocieplić ich
relację, nieznacznie się do niego uśmiechnęła gdy wysiadali. Odwzajemnił jej
uśmiech i podążył za nią posłusznie, biorąc na ramię torbę z aparatem.
Przez
kolejne 15 minut, siedzieli na sali pełnej ludzi, czekając aż pojawi się coach
Jacek. Gdy zjawił się na scenie, po licznych brawach zaczął swoje wywody na
temat życia. Na początku, zarówno Tomasz jak i Elka słuchali Jacka tak jak
większość tu zebranych. Gdy coach poprosił kogoś z widowni i zaczął zadawać mu
różne pytania, Tomasz wziął się do pracy.
Podczas gdy Tomasz
robił umówione zdjęcia do jej reportażu, Elka próbowała robić notatki. Co
chwilę jej pracę przerywał uporczywy dzwonek telefonu. Gdy zobaczyła, że znowu
dzwoni matka, wyłączyła telefon. Wrzuciła go z powrotem do torebki, wracając do
słuchania. Kiedy Tomasz miał już cały materiał, podszedł do Elki pochylając
się.
– Idę do
redakcji, dasz sobie radę? – szepnął jej na ucho.
Czy on tak ładnie
pachnie czy tylko jej wyobraźnia świruje? – pomyślała przez chwilę, po czym
oprzytomniała. A co ją obchodzi czy on pachnie, czy nie.
– Już
wszystko zrobiłeś? – spojrzała na niego nie dowierzając.
– Sama
zobacz – pokazał jej kilka ujęć zanim schował aparat.
– Wow. No
nieźle.. Dzięki za zdjęcia – uśmiechnęła się.
– To co?
Mogę iść? – popatrzył na nią mówiąc szeptem.
– Jak nie
wrócę do 16, dzwoń na policję. – uśmiechnęła się.
***
Bardzo mi się podoba ta nowa odsłona :)) Rewelacyjna zmiana :D :D Monika
OdpowiedzUsuńczłowiek mądrzejszy o pół roku :D
UsuńJeeee, zaczynamy zabawę od początku, jak mnie to cieszy 😃 Jakby to samo, a jednak inaczej. Znowu tyle czytania 😍 oczywiście scena Elka-Tomasz przed wywiadem, mistrzostwo 😂 Elunia, huragan na dwóch nogach, jeszcze nie wie jakie konsekwencje będzie miał ten wywiad z Tomaszem. W sumie Dorotce trzeba podziękować, choć w pierwszej chwili ma się ją ochotę zamordować za kradzież tematu. Ale co tam. Ważne, że będzie się działo 😆
OdpowiedzUsuńTym razem 3 x więcej czytania niż ostatnio :P
UsuńKrzysztof, w trakcie zaliczania, zaliczył też wyższy stołek i więzienie. Konsekwetny!
OdpowiedzUsuńElka znów morduje, jak nie kawą to skarpetą.
Przez ten rozdział zaczęłam sobie notować przepisy na kompromitację...
hahahahahahahahahaha ! <333333
UsuńPrzepisy na kompromitacje wygrały XD Brawo Ty!
Brawo ja, poprostu!
UsuńDobrze się czytało!
OdpowiedzUsuńhttps://sowkaplomykowka.wordpress.com/