Moje zdjęcie
Kobieta, dla której napisanie kilku stron opowiadania było katorgą. Kobieta, która dzięki pisaniu, odnalazła spokój.

poniedziałek, 21 listopada 2016

14. Gdzie diabeł nie może


Ranek przywitał Warszawę skąpaną w słońcu. Nic nie pozostało z tej deszczowej nocy. Nic, poza wspomnieniami. Ciepłe czerwcowe promienie wkradały się przez szczeliny żaluzji, pochłaniając coraz więcej przestrzeni mieszkania. Gdy dotarły do łóżka gdzie leżała Elka, ta musiała zmrużyć powieki. Tej nocy prawie nie spała. Może tylko na moment straciła kontakt z rzeczywistością. Teraz wpatrywała się w jeden punkt. Jasnobeżowy fotel. Ten sam, na którym wczoraj siedział Tomasz.
Co tu się wydarzyło? Nie umiała i nie chciała tego nazwać. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Dla niego i dla niej. Do pewnych rzeczy lepiej się nie przyzwyczajać i nie przywiązywać wagi. Najlepiej w ogóle o nich nie myśleć. 
Tylko, żeby to było takie proste – westchnęła, chowając głowę pod poduszkę.
Nie umiała wymazać obrazu Tomasza. Tego jak najpierw warował pod jej drzwiami, a później roznegliżowany pił herbatę w jej fotelu. Naprawdę nie zasnąłby, gdyby jej nie przeprosił? Tak bardzo obchodziło go co ona myśli i czuje? Jakiś absurd.
Powoli zaczynała się w tym gubić.
Nie wiedziała co byłoby lepsze. Czy stan pokłócenia, w którym by ze sobą nie rozmawiali, czy to co się wczoraj stało i zburzyło cały porządek jej świata. Problem w tym, że jej świat od jakiegoś czasu, w ogóle nie był uporządkowany. To był chaos.

Odrzucając poduszkę z twarzy, zdmuchnęła blond kosmyk drażniący jej policzek i usiadła na łóżku. Nie mogła tu gnić i rozmyślać o facecie, który nigdy nie będzie jej. To co zrobiła wczoraj, to był błąd. Nie powinna go była dotykać. Nie w taki sposób. Jakkolwiek by jej nie rozczulił, mogła trzymać ręce przy sobie. Od dziś, będzie trzymać się od niego z daleka. Tak będzie najlepiej. Tak musi być.. Tylko czy wytrzyma?
Z tą myślą zdecydowała się wstać i wyszykować do pracy.
Zwykle jej przygotowania do wyjścia ograniczały się do szybkiego prysznica, znalezienia czystego ubrania i wypicia kawy. Na śniadanie mało kiedy miała ochotę. Może i by miała, gdyby jej lodówka częściej była pełna.
Odkąd wyprowadziła się z domu, regularne śniadania zamieniła w regularną głodówkę z rana. Był to efekt jej zapominalstwa lub lenistwa. Wiedziała, że musi zrobić zakupy, ale po drodze z pracy, zawsze coś wypadło i efekt był ten sam.
Dziś był wyjątek od reguły. Już ubrana, przygotowała sobie małe śniadanie. Składało się z dwóch kanapek z żółtym serem i pomidorem. Wraz z kubkiem kawy i talerzem, usiadła przy stole, otwierając laptop. Nie tylko w życiu miała chaos. Jej pulpit wyglądał jak wysypisko śmieci. Zanim znalazła plik z niedawno rozpoczętym felietonem, zdążyła zjeść jedną kanapkę. Elka sprzątnij ten burdel bo zginiesz – mruknęła pod nosem.
Gdy włączyła dokument, oparła się o krzesło. Te kilka zdań napisane w pośpiechu przed spontanicznym wyjazdem z Mikołajem, kompletnie nie trzymało się kupy. Im bardziej Dorota naciskała na kolejny felieton, tym mniej Elka była z nich zadowolona. Podobno naczelnej chodziło o jakość, a poganianie i ponaglanie odnosiło odwrotny skutek. Nie taki był cel jej pracy. Nie chciała pisać, aby tylko odhaczyć kolejny artykuł. Przekonać Dorotę, czego potrzeba czytelniczkom, nie było łatwe.
Elka postanowiła sama postawić się w roli potencjalnego odbiorcy. O czym chciałaby przeczytać? O szczerości, o prawdziwych emocjach. Tego właśnie potrzebują ludzie. Oczywiście, każda z nas marzy o księciu na białym koniu, jednak trzeba stąpać twardo po ziemi. Przecież nawet piękne i silne kobiety sukcesu, miewają chwile słabości, chowają się w kącie i płaczą. Każdy ma do tego prawo, niezależnie jakie stanowisko posiada. Czy jest kobietą, mężczyzną czy dzieckiem. Ludzie nie mogą żyć na wiecznych obrotach, nie pozwalając sobie na błędy. Muszą wiedzieć, że trzeba się mylić, że można się mylić, że może się nie udać. Właśnie w ten sposób chciała napisać kolejny tekst.
O idealnej randce której nie było.

”Moje drogie, dziś na tapecie randka. Randka (nie)idealna.
Czy istnieją randki idealne? Może na filmach albo w książkach. W życiu zawsze coś pójdzie nie tak. Nie trzeba być ofermą, żeby popełnić jakiś błąd. Błąd to ludzka rzecz. Każdy z nas popełnia gafy. Ja popełniam ich setki. Dzień w dzień.
Nie jestem z tego dumna, ale nie chowam swoich porażek pod dywan. Chcecie wiedzieć jak wyglądała moja ostatnia idealna randka? To czytajcie dalej.
Byłam w domu. Od popołudnia wiedziałam, że ma przyjść On. Ten, który może sprawić, że przestanę być singielką. Spieszyłam się, żeby moje mieszkanie wyglądało dobrze. Przynajmniej zachęcało do powtórnych odwiedzin. Wspominałam, że jestem okropną bałaganiarą? Jeśli nie, to teraz już wiedzie. Wyobraźcie sobie zatem, jak musiałam się sprężyć, żeby zdążyć na czas. Ogarnąć mieszkanie i siebie. Wystroiłam się jak na święta, a nawet w pełni umalowałam.
Nie spodziewałam się kłopotów. Nie spodziewałam się także nieoczekiwanych gości. Zresztą, gdybym się ich spodziewała, nie byliby nieoczekiwanymi.
Jako pierwszy, zapukał kolega z pracy. Otwierając powoli drzwi, jego widok mnie zaskoczył. Uśmiechnęłam się nieśmiało, wlepiając w niego wzrok i czekałam.
On po chwili jedynie zapytał: I co? Mam coś powiedzieć?
Po jakimś czasie usłyszałam powtórne pukanie. Dużo cichsze. Otworzyłam powoli drzwi i zobaczyłam swoją pierwszą nieudaną randkę. Tę która mnie wystawiła. Uciekał wzrokiem przede mną, przestępując z nogi na nogę. Czy może być gorzej?
Niespełna dziesięć minut później, kolejne pukanie do drzwi. Po raz trzeci przybiegłam by je otworzyć i wreszcie się doczekałam. Odetchnęłam z ulgą i krzyknęłam: W końcu!
Wiecie co odpowiedział? Zapytał, czy mam ochotę gdzieś wyskoczyć..
Miałam, ale w mieszkaniu było już dwóch gości, więc co mogłam zrobić?
Właśnie tak skończyła się moja idealna randka. Była całkowicie (nie)idealna.
Czy powinnam być zaskoczona? Nie. Singielce takie rzeczy zdarzają się praktycznie zawsze. Nigdy nie mogę niczego przewidzieć ani zaplanować. Jak potrzeba jednego faceta, to albo nie można znaleźć żadnego, albo przychodzi od razu trzech. W takiej sytuacji, nic nie można na to poradzić. Trzeba myśleć, że jutro będzie lepiej.”

Gdy napisała ostatnie zdanie, odetchnęła z ulgą. Nie przedłużając, zapisała plik i wysłała go na serwer redakcji, po chwili zamykając laptop. Musiała już wychodzić.
Parę minut po 9, przekroczyła próg redakcji. Idąc, co chwilę ziewała. Zamiast wyspać się w nocy, teraz dopadło ją zmęczenie i przemożna chęć przyłożenia głowy do poduszki. Drugą bardziej kuszącą opcją było męskie ramię, jego ramię.. Myśląc o tym, odruchowo spojrzała na biurko Tomasza, jednak zamiast fotografa, zobaczyła puste krzesło.
Jak widać, nie na długo wyrzuciła Tomasza z głowy. Poległa w swoim postanowieniu już na wejściu do redakcji. Na szczęście los, a właściwie Dorota, wybawiła ją z kłopotu. Przekonana, że naczelna wysłała go na jakiś reportaż, Elka spokojnie usiadła przy swoim biurku. Ledwie zdążyła włączyć komputer, gdy usłyszała za plecami krzyk z gabinetu. Wezwana na dywanik, była niemal pewna, że znów zrobiła coś nie tak. Mocno zdziwiona, po kilku minutach opuściła pokój.
Cud nad Wisłą. Dorota Łapacka była zadowolona. W końcu dała Elce wolną rękę. Ostatni felieton Singielki był strzałem w dziesiątkę. Komentarz za komentarzem. Pochwała za pochwałą. To było to. To była recepta na sukces „Co tam?”
Przez następne trzy godziny, Elka utknęła przy biurku szukając materiałów dla Maleny Pisarek – redakcyjnej blogerki modowej. Dla redakcji w kwestiach stylizacji i wyglądu, była niczym Karl Lagerfeld dla świata mody. W obliczu jej kontrowersyjnych i ekstrawaganckich strojów, byciu momentami wredną żmiją, nie można jej było zarzucić jednego. Znała się na swojej robocie.
Gdy Elka zrobiła swoje, udała się na przerwę. Musiała rozprostować nogi. Przechodząc obok kuchni, dostrzegła Monikę pożerającą kanapkę. Trochę od niechcenia, żeby nie wyszło, że jest zbytnio zainteresowana, robiąc sobie herbatę, zaczepiła Monikę.
– Monia.. A Tomasz to gdzie się podział? Od rana go nie widziałam. Dorota posłała go na koniec świata? – zaśmiała się stając przy lodówce.
– Nie – pokręciła głową – wziął wolne, Jest jakiś chory czy coś. Musiałam z samego rana, ekspresowo załatwić zastępstwo za niego. Ma facet szczęście, że jest dobry, bo inaczej Dorota by go zjadła – spojrzała na Elkę rozbawiona, pokazując na kanapce jak to naczelna pożera biednego Tomasza.
Chociaż zaśmiała się w towarzystwie Moniki, wcale nie było jej do śmiechu.
Naprawdę jest chory? A może tylko udaje, żeby jej unikać. A co jeśli to prawda? Przecież wczoraj przyszedł przemoknięty i przemarznięty – pomyślała wracając na swoje miejsce. Sięgnęła po telefon chcąc do niego napisać, jednak po chwili zrezygnowała.
Po co miała do niego pisać. Jeśli faktycznie był chory, to była to wyłącznie jej wina. To przecież ona trzymała go za drzwiami w mokrym ubraniu. Ona pozwoliła mu tam gnić, aż mu się znudzi. Z drugiej strony, nie musiał tam siedzieć. Mógł odpuścić. Oboje byli winni tej sytuacji. Nie mogła wszystkiego zwalać na siebie.
Jeśli jednak był zdrowy, a choroba była tylko wymówka, to tym bardziej narzucanie swojej osoby było nie na miejscu. Tego było za dużo jak na nią. Ostatnie dni zaczynały ciążyć jej coraz bardziej. Potrzebowała rozmowy. Jakiegokolwiek wsparcia. Musiała się przed kimś wygadać, tylko nie wiedziała do kogo się zwrócić. Do Natalii? Nie.. I tak była jej wierną powiernicą, a teraz sama miała mętlik w głowie. Nie chciała jej dokładać. Z matką nigdy nie była na tyle blisko, żeby mówić o swoich rozterkach, więc nie pozostało jej nic innego jak spacer. Był lekarstwem na całe zło tego świata.
Gdy zrobiła już wszystko co do niej należało, opuściła budynek redakcji.

Aura na zewnątrz sprzyjała spacerom. Szła przed siebie. Bez celu i bez pomysłu. Tam gdzie ją nogi poniosą. Tym sposobem dotarła nad Balaton. Na sąsiadującym z parkiem osiedlu, mieszkał jej ojciec. Ona również, gdy była małą dziewczynką. Odwiedzała to miejsce sporadycznie. Ostatni raz była tu kilka lat temu, po kłótni z matką. Być, to też za dużo powiedziane. Nie weszła do mieszkania, tylko poprosiła by ojciec zszedł na dół.
Sama nie wiedziała, po co tu dziś przyszła. Może chciała pogadać, a może zostać wysłuchaną. Tak jak wtedy gdy była malutka. Nie zawsze było źle. Pamiętała też te dobre chwile, gdy tata był dla niej bardzo ważny. Był autorytetem. Nie rozumiała tego, dlaczego w pewnym momencie się zagubił.. Wtedy tego nie rozumiała. Później dotarło do niej, że nie sprostał wymaganiom Sławy. W porównaniu do niej, był skromnym człowiekiem. Nie marzył o wielu rzeczach. Pieniądze nie były priorytetem. Jemu wystarczyło mieszkanie, córka, żona i praca jaką wówczas miał. Kiedy Sławie zaczęło to przeszkadzać, nie poradził sobie. Ciągłe pretensje zagłuszał piciem. Któregoś dnia, po kolejnej awanturze, jej matka spakowała ich rzeczy i po prostu się wyprowadziły. To był koniec ich małżeństwa i jej dzieciństwa. Przypominając sobie to wszystko, poczuła żal.
Odganiając od siebie wspomnienia, wzięła głęboki oddech i poszła pod blok. Nie chciała pamiętać tego co złe. W końcu to był jej tata. Jaki był to był, ale jednak był. Mogła do niego zawsze zadzwonić i pogadać. Dziś telefon to było za mało. Chciała go zobaczyć. Niestety, wszystko poszło nie tak jak planowała. Gdy późnym popołudniem wyszła od ojca, coś w niej pękło. Popłakała się jak dziecko.
To co mówiła jej Sława, było jednym wielkim kłamstwem. Od lat wmawiała Elce, że po ich wyprowadzce, Staszek popadł w życiową beznadzieję. Że rozpił się całkowicie. Że o niej zapomniał. Nie mogła sobie darować, że uwierzyła matce na słowo. Nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby osobiście się o tym przekonać. Po prostu stała z boku i nie chciała się w to mieszkać. To był duży błąd. Teraz to wiedziała.
Gdy zobaczyła swój stary pokój, który pozostał takim jakim go zapamiętała, zgłupiała. Była pewna, że po tylu latach, ojciec pozbył się starych zabawek i zdjęć. Widząc te wszystkie pamiątki trzymane jak relikwie, nie wiedziała jak ma się zachować. Kiedy zapytała Staszka, czemu tego nie wyrzucił, nic nie odpowiedział. Spojrzał na nią smutno i poszedł zaparzyć herbatę. To dało jej do myślenia.
Wizyta w starym mieszkaniu nie poprawiła jej humoru. Przeciwnie, czuła się jeszcze bardziej zagubiona. Utknęła w martwym punkcie. W czarnej dziurze, z której nie umiała się wydostać. Zero pomysłu na siebie, na zmiany. Kompletnie nic. Co jej pozostało? Wyjście awaryjne. Ostateczna ostateczność. Bo gdzie diabeł nie może, tam wyśle babę do psychologa. Już od jakiegoś czasu, chodziła z zamiarem spotkania się z Jackiem – facetem, którego poznała na warsztatach psychologicznych. Może był nadętym bufonem z którym prawie się pokłóciła, ale gadał z sensem. To dzięki temu spotkaniu, zaczęła pisać jako Singielka. Można rzec, był ojcem chrzestnym tego projektu.
Co prawda, nie miała zamiaru więcej go widzieć, ale był jedynym facetem, który mógł ją nakierować. Dać drogowskaz na życie.
Kiedy dotarła pod drzwi budynku, gdzie odbywały się zajęcia, pokręciła głową. To było ostatnie miejsce gdzie powinna trafić. Ona i psycholog? Tego nie było w planie. Przecież już miała cel. Znaleźć miłość. Problem polegał na tym, że im bardziej goniła ten cel, to on jakby na złość przed nią uciekał. Im bardziej goniła za facetami, tym bardziej jej to nie wychodziło. Chowając dumę do kieszeni, pociągnęła za klamkę.
Przyznanie się obcemu facetowi, że inny facet umówił się z nią tylko dlatego, żeby stwierdzić, że jest bardzo fajna bo o siebie nie dba, było najbardziej żałosną sytuacją w jej życiu. Z początku żałowała, że tu przyszła, jednak wkrótce zmieniła zdanie. Wspólny obiad z Jackiem, uświadomił jej wiele rzeczy. Chociażby to, dlaczego wybiera sobie potencjalnie nieosiągalnych mężczyzn. To wynikało z jej strachu przed porzuceniem. Chociaż nie czuła, że tak robi, to jednak sytuacja z dzieciństwa miała duży wpływ na jej obecne życie. Próba wyobrażania sobie idealnej randki, skończyła się fiaskiem. Nawet nie umiała wyobrazić sobie idealnego faceta, z którym byłaby na tej randce. Stało się tak nie dlatego, że to z nią było coś nie tak. Po prostu, nie ma czegoś takiego jak idealny facet. Żeby się o tym przekonać, czasem trzeba popełnić sto błędów. Czasem tysiąc. Życie polega na przegrywaniu, wstawaniu i pójściu dalej. I tak w kółko.
W drodze na przystanek, powtarzała te słowa jak mantrę.

Nadmiar emocji jaki towarzyszył Elce przez większość dnia, na moment pozwolił zapomnieć o Tomaszu, który od rana czuł się jakby przejechał go walec drogowy. Gdy wrócił od Elki, była prawie 4 rano. Zmarznięty przez nocny powrót do domu, wziął szybki rozgrzewający prysznic i prędko wskoczył do łóżka. Dopiero teraz mógł na spokojnie pomyśleć, leżąc przykryty po samą szyję.
To był cholernie długi dzień, ale to wieczór wycisnął go z emocji doszczętnie. Co prawda, wyjaśnił Elce to durne nieporozumienie, jednak stało się między nimi coś, czego nie umiał sensownie wytłumaczyć. Nie umiał albo nie chciał. Im bardziej się w to zagłębiał, tym większy miał mętlik w głowie. Może to nie było nic takiego. Zwykły ludzki gest. Dotykanie twarzy jeszcze o niczym nie świadczy. Czy aby na pewno?
Gdy rano budzik zasygnalizował, że pora wstać, Tomasz jeszcze mocniej zacisnął powieki. Wpadające przez okno słońce, było nie do wytrzymania. Ból głowy rozsadzał mu skronie. Zrzucił z siebie kołdrę, czując, że jest mu strasznie gorąco. Kiedy wstał by udać się do toalety, świat niebezpiecznie zawirował. Usiadł z powrotem na łóżku, przykładając rękę do czoła. Był rozpalony.
Przez chwilę próbował się skupić, gdzie posiada coś takiego jak termometr. Wiedział, że ma gorączkę, ale nie spodziewał się aż tak wysokiej. 39, 5 stopnia wykluczało wyjście do pracy. Nie był w stanie normalnie dotrzeć do łazienki, a co tu mówić o prowadzeniu auta. Sięgnął po telefon, po czym zadzwonił do Doroty, że bierze wolne. Nie przejął się jej gderaniem, że ma umówione zdjęcia i musi być w pracy. Nie musiał. Był tylko człowiekiem. Ostatnio pracował za troje. Robił tyle, ile poprzedni fotograf nie zrobił w dwa lata. Miał prawo do kilku wolnych dni i chciał to wykorzystać.
Nie był typem faceta, który się nad sobą użala. Nie chciał pomocy. W swojej ubogiej apteczce znalazł kilka leków na przeziębienie. Niestety, większość z nich była przeterminowana. Chorował raz na ruski rok, więc nie było to dziwne zjawisko.
Celowo nie zawiadomił Sylwii, że źle się czuje. Wolał sam przesiedzieć w domu i się wykurować. Plan się jednak nie powiódł. Sylwia stwierdziła, że nie ma sensu się kłócić z powodu jakiejś Elki. Jeszcze przed pracą postanowiła go odwiedzić i zażegnać kryzys. Gdy zastała go w takim, a nie innym stanie, włączył jej się tryb opiekunki.
Chuchanie, dmuchanie i opieka jak nad małym dzieckiem, to było coś czego nie znosił. Mimo wszystko, nie chciał robić jej przykrości. Miała prawo się o niego troszczyć, ale z umiarem.. Niestety, nie znała takiego słowa. Specjalna dieta, która przyspieszy powrót do zdrowia oraz arsenał leków, który był pewniakiem w takich przypadkach. To była jej taktyka na szybki powrót do zdrowia. Niestety w połączeniu z kilkukrotnym dopytywaniem jak się czuje, wcale nie pomagała. Jedyne czego mu było trzeba, to sen. Najbardziej odpoczywał, gdy tracił kontakt z rzeczywistością.

Wpatrując się w swój czarny notes, Elka siedziała na łóżku. Kartka z wypisanymi imionami mężczyzn, którzy się wokół niej kręcą, kolejny raz przypomniała jej słowa coacha. Mikołaj, Bajtek, Tomasz.. I co ja mam z Wami zrobić – pomyślała stukając długopisem w papier. Dla Mikołaja była świetnym kumplem. Bajtek był psycholem, którego powinna wysłać do Jacka, a Tomasz miał dziewczynę. Był nieosiągalny.
Zamknęła notes zostawiając go na łóżku, po czym poszła przygotować sobie kąpiel.
Jakiś czas później, otulona ciepłym szlafrokiem, przerzucając kanały w TV, ukradkiem zerkała na leżący obok telefon. Jeszcze rano obiecała sobie ograniczyć kontakt. Z każdą kolejną minutą, jej postanowienie oddalało się coraz bardziej. W końcu się poddała. Dzierżąc aparat w dłoniach, zaczęła pisać wiadomość..
Przegram to wstanę. Trudno – pomyślała odrobinę przygryzając wargę.

Późnym wieczorem, zmęczony całodniową gorączką, Tomasz zasnął jak dziecko. Pomimo jego sprzeciwu, Sylwia postanowiła zostać u niego na noc. W końcu wiedziała, że jeśli pojedzie do siebie, Tomasz zlekceważy wszystko co mu zaleciła. Wystarczająco długo go znała. Co prawda wolałaby, żeby chorował u niej, niż w tej zapyziałej dziupli, którą nazywał swoim mieszkaniem, ale czego się nie robi dla ukochanego.
Leżąc obok niego, rozpisywała zadania na najbliższe dni. W planach miała wyjazd do Mediolanu i wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Jej skrupulatne rozpiski, w pewnej chwili przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknęła w stronę stołu. Nie miała w zwyczaju czytać cudzych wiadomości, jednak coś ją tknęło. Ostrożnie podniosła się z łóżka, spoglądając czy nie budzi tym Tomasza i sięgnęła po telefon. Przesunęła palcem po ekranie, otwierając nową wiadomość.

”Cześć Tomasz.. Podobno jesteś chory. I widzisz? Wyszło na moje. Mówiłam Ci, że się przeze mnie rozchorujesz. Mam teraz poczucie winy. Nie potrzebnie tak długo trzymałam Cię za drzwiami. Nie zasłużyłeś sobie na to. Mogłam nie być taką zołzą. Przepraszam. Jestem Ci winna dobrą kawę albo i obiad. Co będziesz chciał. Na drugi raz, o ile będzie drugi, szybciej otworzę, żeby nie było powtórki z rozrywki. No chyba, że lubisz gorącą herbatę i ręcznik na głowie. Wracaj do zdrowia. Całuje.. Ela”

– Całuje? – zirytowana słowami Elki, Sylwia ścisnęła telefon Tomasza w dłoni.
Po tym co przeczytała, zapaliła jej się czerwona lampka. A więc tak po kłótni z nią, Tomasz spędził wieczór? Był u Elki? Po jaką cholerę do niej poszedł.. Ręcznik? O co w tym wszystkim chodzi? Zadając sobie kolejne pytania, spojrzała raz jeszcze na treść wiadomości. Długo się nie zastanawiała. Tomasz nie mógł tego przeczytać.
– Twoje niedoczekanie.. – mruknęła kasując sms.
– Od kiedy to czytasz moje wiadomości? – odezwał się Tomasz, stając tuż za nią.
Przestraszona i podenerwowana Sylwia, podskoczyła na dźwięk jego głosu.
– Ja.. To tylko głupia reklama. Po co ma zalegać na poczcie. Poza tym myślałam, że to ktoś ważny. Twoja mama, tata, albo inna pilna sprawa – spojrzała na niego, pospiesznie odkładając telefon na stół. 
– O 23? – spojrzał na nią zdziwiony, że ma go za takiego durnia. – Nie ważne czy ważna sprawa czy nie, ja nie ruszam Twojego telefonu bez pozwolenia. W ogóle go nie ruszam – skwitował ewidentnie zły. Chociaż nie miał przed nią nic do ukrycia, to nie tolerował takiego zachowania.
– Przepraszam.. – szepnęła, uwieszając mu się na szyi. – Może lepiej się połóż co? Powinieneś jak najwięcej wypoczywać w łóżku – mruknęła mu na ucho. 
– Mam dosyć leżenia. Cały dzień śpię – zerknął na nią.
– To może.. Potowarzyszę Ci w łóżku. Co Ty na to? – szepnęła w jego wargi.
– Zarazisz się – odparł odsuwając się od niej. – Musisz być zdrowa na wyjazd.
– No tak.. – zastukała palcami w stół. – Masz rację – popatrzyła na niego jak siada.
Dziwnie się poczuła. Przedtem jakoś nigdy nie opierał się jej zalotom. Dziś wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie ma ochoty na figle. Być może była przewrażliwiona, jednak kobiety wyczuwają, gdy coś jest nie tak. Był na nią zły o ten cholerny telefon? Był słaby z powodu choroby? Czy może faktycznie troszczył się o jej zdrowie.
Jakby nie patrzeć, przebywała z nim od rana w jednym mieszkaniu. Jeśli miała się zarazić, stało się to już wcześniej. Nie musiał być tak ostentacyjny.

Tymczasem, minęło już pół godziny. Potem godzina. Tomasz nie odpisał.
No tak. Znowu zrobiłam z siebie kretynkę – skarciła się w myślach, wpatrując w ekran telefonu. – Po diabła ja napisałam. Całuje Ela? Serio? No idiotka. Czy można się bardziej wygłupić? Brawo Elka. Kolejny raz się popisałaś – mruknęła sama do siebie.
Czekała za długo. W końcu wyłączyła telefon, ciskając nim w stronę fotela. Skoro nie odpisał do tej pory, czuła, że już nie odpisze. Przegrałaś Elka. No trudno, zaryzykowałaś, nie wyszło. Jutro wstaniesz, pójdziesz dalej i będzie lepiej – pomyślała gasząc światło. Po chwili schowała głowę pod poduszkę, jak struś w piach.

Było po 2 w nocy, gdy Tomasz wstał z łóżka, żeby wziąć swoje lekarstwa. Usiadł na kuchennym parapecie z kubkiem herbaty, opierając się skronią o szybę. Warszawa o tej porze spała. Przynajmniej w jego dzielnicy był spokój i cisza. Czasami można było usłyszeć powracających studentów, jednak na ogół po 23, ulica zamierała. Brak dobrego oświetlenia, też nie zachęcał do nocnych spacerów. Ludzie spoza dzielnicy, omijali to miejsce. Jemu to nie przeszkadzało. Zarówno dzielnica, ulica jak i sama kamienica.
Sąsiedzi w porządku. Nikt nigdy nie robił zgrzytu. Miał wrażenie, że ludzie znają się tu dużo lepiej, niż na zamkniętych osiedlach. Tam niby było bezpieczniej, ale gdy przychodziło co do czego, nawet karetka pogotowia nie mogła się przedrzeć przez szereg bram. Perspektywa zamieszkania w nowoczesnym bloku, nie była szczytem jego marzeń.
Sylwia lubiła nowoczesność, on był tradycjonalistą. Sam wychował się w domu z kominkiem, starymi dębowymi meblami i przytulnym klimatem. W kuchni zawsze pachniało ciastem, a na stole stały świeże kwiaty. Mieszkanie w którym żył obecnie, zaprzeczało temu co lubił, ale nie narzekał. To był stan przejściowy. Docelowo chciał mieć własny dom. Kawałek ogrodu, gdzie można wylegiwać się na trawie. Chciał mieć też psa. Niestety, zapowiadało się, że to marzenie pozostanie tylko marzeniem. Okazało się, że Sylwia jest uczulona na sierść i posiadanie zwierzaka jest wykluczone. Z domem również nie wyszło. Teraz kiedy Sylwia kupiła mieszkanie, co miał powiedzieć?
Noc sprzyjała refleksji. Wstał aby wziąć leki, a teraz analizował swoje życie. Gdy zerknął na zegarek, mocniej zacisnął palce na kubku. Wczoraj, mniej więcej o tej samej godzinie, wracał od Elki. Teraz prawdopodobnie spała. Tak jak Sylwia, na którą spojrzał. Znowu to poczuł. Jakiś wewnętrzny niepokój. Mętlik w głowie. Nie miał pojęcia czemu tak było. Gdy zerknął na leżący na stole telefon, sięgnął po niego. Przewinął kilka kontaktów, szukając tego właściwego, w który po chwili wlepiał wzrok. 
Chciał zadzwonić..

***

6 komentarzy:

  1. Ech ta Sylwia... Zaczyna się bawić w Nadię, co prawda w przeszłym czasie :D Mam tylko nadzieję, że tą sprawę SMS-a załatwisz szybciej, niż to się dzieje w serialu, bo inaczej nie zdzierżę ;) Dużo zdrówka dla Tomasza, żeby Elka mogła się nim też troszkę opiekować :P Czekam na kolejne przygody ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hihihi fakt, trochę zajechało Nadią ale cóż, napięcie musi być, różowo i kolorowo nie będzie bo Wam się znudzi szybko a tak? Będziecie zaglądać ciekawi co ta singielka jeszcze wymyśli :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No jestem ciekawa jak to się potoczy :) czekam na dalsze losy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieję że zaspokoję Twoją ciekawość już niebawem :)

      Usuń
    2. Dzięki za dzisiejszą notkę... Akurat świat mi się zawalił.. Prawie dosłownie... I teraz przynajmniej mam jakiś powód by się pozbierać i szukać chęci dożycia do jutra - i kolejnych dni - czekam na kolejne losy... Piszesz naprawdę wspaniale. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Scalzielisa cieszę się że chociaż tym moim pisaniem trochę poprawiam Ci humor, trzymaj się ciepło <3

      Usuń