Ranek
przywitał Warszawę skąpaną w słońcu. Nic nie pozostało z tej deszczowej nocy. Nic,
poza wspomnieniami. Ciepłe czerwcowe promienie wkradały się przez szczeliny
żaluzji, pochłaniając coraz więcej przestrzeni mieszkania. Gdy dotarły do łóżka
gdzie leżała Elka, ta musiała zmrużyć powieki. Tej nocy prawie nie spała. Może
tylko na moment straciła kontakt z rzeczywistością. Teraz wpatrywała się w
jeden punkt. Jasnobeżowy fotel. Ten sam, na którym wczoraj siedział Tomasz.
Co
tu się wydarzyło? Nie umiała i nie chciała tego nazwać. Tak było zdecydowanie
bezpieczniej. Dla niego i dla niej. Do pewnych rzeczy lepiej się nie
przyzwyczajać i nie przywiązywać wagi. Najlepiej w ogóle o nich nie
myśleć.
Tylko,
żeby to było takie proste – westchnęła, chowając głowę pod poduszkę.
Nie
umiała wymazać obrazu Tomasza. Tego jak najpierw warował pod jej drzwiami,
a później roznegliżowany pił herbatę w jej fotelu. Naprawdę nie zasnąłby,
gdyby jej nie przeprosił? Tak bardzo obchodziło go co ona myśli i czuje? Jakiś
absurd.
Powoli
zaczynała się w tym gubić.
Nie
wiedziała co byłoby lepsze. Czy stan pokłócenia, w którym by ze sobą nie
rozmawiali, czy to co się wczoraj stało i zburzyło cały porządek jej świata. Problem
w tym, że jej świat od jakiegoś czasu, w ogóle nie był uporządkowany. To
był chaos.
Odrzucając
poduszkę z twarzy, zdmuchnęła blond kosmyk drażniący jej policzek i usiadła
na łóżku. Nie mogła tu gnić i rozmyślać o facecie, który nigdy nie będzie jej. To
co zrobiła wczoraj, to był błąd. Nie powinna go była dotykać. Nie w taki
sposób. Jakkolwiek by jej nie rozczulił, mogła trzymać ręce przy sobie. Od
dziś, będzie trzymać się od niego z daleka. Tak będzie najlepiej. Tak musi
być.. Tylko czy wytrzyma?
Z
tą myślą zdecydowała się wstać i wyszykować do pracy.
Zwykle
jej przygotowania do wyjścia ograniczały się do szybkiego prysznica,
znalezienia czystego ubrania i wypicia kawy. Na śniadanie mało kiedy miała
ochotę. Może i by miała, gdyby jej lodówka częściej była pełna.
Odkąd
wyprowadziła się z domu, regularne śniadania zamieniła w regularną głodówkę z
rana. Był to efekt jej zapominalstwa lub lenistwa. Wiedziała, że musi zrobić
zakupy, ale po drodze z pracy, zawsze coś wypadło i efekt był ten sam.
Dziś
był wyjątek od reguły. Już ubrana, przygotowała sobie małe śniadanie. Składało
się z dwóch kanapek z żółtym serem i pomidorem. Wraz z kubkiem kawy i talerzem,
usiadła przy stole, otwierając laptop. Nie tylko w życiu miała chaos. Jej pulpit
wyglądał jak wysypisko śmieci. Zanim znalazła plik z niedawno rozpoczętym
felietonem, zdążyła zjeść jedną kanapkę. Elka sprzątnij ten burdel bo zginiesz
– mruknęła pod nosem.
Gdy
włączyła dokument, oparła się o krzesło. Te kilka zdań napisane w pośpiechu
przed spontanicznym wyjazdem z Mikołajem, kompletnie nie trzymało się kupy. Im
bardziej Dorota naciskała na kolejny felieton, tym mniej Elka była z nich
zadowolona. Podobno naczelnej chodziło o jakość, a poganianie i ponaglanie
odnosiło odwrotny skutek. Nie taki był cel jej pracy. Nie chciała pisać, aby
tylko odhaczyć kolejny artykuł. Przekonać Dorotę, czego potrzeba czytelniczkom,
nie było łatwe.
Elka
postanowiła sama postawić się w roli potencjalnego odbiorcy. O czym chciałaby
przeczytać? O szczerości, o prawdziwych emocjach. Tego właśnie potrzebują
ludzie. Oczywiście, każda z nas marzy o księciu na białym koniu, jednak trzeba
stąpać twardo po ziemi. Przecież nawet piękne i silne kobiety sukcesu, miewają
chwile słabości, chowają się w kącie i płaczą. Każdy ma do tego prawo,
niezależnie jakie stanowisko posiada. Czy jest kobietą, mężczyzną czy
dzieckiem. Ludzie nie mogą żyć na wiecznych obrotach, nie pozwalając sobie na
błędy. Muszą wiedzieć, że trzeba się mylić, że można się mylić, że może się nie
udać. Właśnie w ten sposób chciała napisać kolejny tekst.
O
idealnej randce której nie było.
”Moje drogie, dziś na tapecie
randka. Randka (nie)idealna.
Czy istnieją randki idealne? Może
na filmach albo w książkach. W życiu zawsze coś pójdzie nie tak. Nie trzeba być
ofermą, żeby popełnić jakiś błąd. Błąd to ludzka rzecz. Każdy z nas popełnia
gafy. Ja popełniam ich setki. Dzień w dzień.
Nie jestem z tego dumna, ale nie
chowam swoich porażek pod dywan. Chcecie wiedzieć jak wyglądała moja ostatnia
idealna randka? To czytajcie dalej.
Byłam w domu. Od popołudnia
wiedziałam, że ma przyjść On. Ten, który może sprawić, że przestanę być
singielką. Spieszyłam się, żeby moje mieszkanie wyglądało dobrze. Przynajmniej
zachęcało do powtórnych odwiedzin. Wspominałam, że jestem okropną bałaganiarą?
Jeśli nie, to teraz już wiedzie. Wyobraźcie sobie zatem, jak musiałam się sprężyć,
żeby zdążyć na czas. Ogarnąć mieszkanie i siebie. Wystroiłam się jak na święta,
a nawet w pełni umalowałam.
Nie spodziewałam się kłopotów. Nie
spodziewałam się także nieoczekiwanych gości. Zresztą, gdybym się ich
spodziewała, nie byliby nieoczekiwanymi.
Jako pierwszy, zapukał kolega z
pracy. Otwierając powoli drzwi, jego widok mnie zaskoczył. Uśmiechnęłam się
nieśmiało, wlepiając w niego wzrok i czekałam.
On po chwili jedynie zapytał: I co?
Mam coś powiedzieć?
Po jakimś czasie usłyszałam
powtórne pukanie. Dużo cichsze. Otworzyłam powoli drzwi i zobaczyłam swoją
pierwszą nieudaną randkę. Tę która mnie wystawiła. Uciekał wzrokiem przede mną,
przestępując z nogi na nogę. Czy może być gorzej?
Niespełna dziesięć minut później,
kolejne pukanie do drzwi. Po raz trzeci przybiegłam by je otworzyć i wreszcie
się doczekałam. Odetchnęłam z ulgą i krzyknęłam: W końcu!
Wiecie co odpowiedział? Zapytał,
czy mam ochotę gdzieś wyskoczyć..
Miałam, ale w mieszkaniu było już
dwóch gości, więc co mogłam zrobić?
Właśnie tak skończyła się moja
idealna randka. Była całkowicie (nie)idealna.
Czy powinnam być zaskoczona? Nie.
Singielce takie rzeczy zdarzają się praktycznie zawsze. Nigdy nie mogę niczego
przewidzieć ani zaplanować. Jak potrzeba jednego faceta, to albo nie można
znaleźć żadnego, albo przychodzi od razu trzech. W takiej sytuacji, nic nie
można na to poradzić. Trzeba myśleć, że jutro będzie lepiej.”
Gdy
napisała ostatnie zdanie, odetchnęła z ulgą. Nie przedłużając, zapisała plik i wysłała
go na serwer redakcji, po chwili zamykając laptop. Musiała już wychodzić.
Parę
minut po 9, przekroczyła próg redakcji. Idąc, co chwilę ziewała. Zamiast wyspać
się w nocy, teraz dopadło ją zmęczenie i przemożna chęć przyłożenia głowy do
poduszki. Drugą bardziej kuszącą opcją było męskie ramię, jego ramię.. Myśląc o
tym, odruchowo spojrzała na biurko Tomasza, jednak zamiast fotografa, zobaczyła
puste krzesło.
Jak
widać, nie na długo wyrzuciła Tomasza z głowy. Poległa w swoim postanowieniu
już na wejściu do redakcji. Na szczęście los, a właściwie Dorota, wybawiła ją z
kłopotu. Przekonana, że naczelna wysłała go na jakiś reportaż, Elka spokojnie
usiadła przy swoim biurku. Ledwie zdążyła włączyć komputer, gdy usłyszała za
plecami krzyk z gabinetu. Wezwana na dywanik, była niemal pewna, że znów
zrobiła coś nie tak. Mocno zdziwiona, po kilku minutach opuściła pokój.
Cud
nad Wisłą. Dorota Łapacka była zadowolona. W końcu dała Elce wolną rękę.
Ostatni felieton Singielki był strzałem w dziesiątkę. Komentarz za komentarzem.
Pochwała za pochwałą. To było to. To była recepta na sukces „Co tam?”
Przez
następne trzy godziny, Elka utknęła przy biurku szukając materiałów dla Maleny
Pisarek – redakcyjnej blogerki modowej. Dla redakcji w kwestiach stylizacji
i wyglądu, była niczym Karl Lagerfeld dla świata mody. W obliczu jej
kontrowersyjnych i ekstrawaganckich strojów, byciu momentami wredną żmiją, nie można
jej było zarzucić jednego. Znała się na swojej robocie.
Gdy
Elka zrobiła swoje, udała się na przerwę. Musiała rozprostować nogi. Przechodząc
obok kuchni, dostrzegła Monikę pożerającą kanapkę. Trochę od niechcenia, żeby
nie wyszło, że jest zbytnio zainteresowana, robiąc sobie herbatę, zaczepiła
Monikę.
–
Monia.. A Tomasz to gdzie się podział? Od rana go nie widziałam. Dorota posłała
go na koniec świata? – zaśmiała się stając przy lodówce.
–
Nie – pokręciła głową – wziął wolne, Jest jakiś chory czy coś. Musiałam z
samego rana, ekspresowo załatwić zastępstwo za niego. Ma facet szczęście, że
jest dobry, bo inaczej Dorota by go zjadła – spojrzała na Elkę rozbawiona,
pokazując na kanapce jak to naczelna pożera biednego Tomasza.
Chociaż
zaśmiała się w towarzystwie Moniki, wcale nie było jej do śmiechu.
Naprawdę
jest chory? A może tylko udaje, żeby jej unikać. A co jeśli to prawda? Przecież
wczoraj przyszedł przemoknięty i przemarznięty – pomyślała wracając na swoje
miejsce. Sięgnęła po telefon chcąc do niego napisać, jednak po chwili
zrezygnowała.
Po
co miała do niego pisać. Jeśli faktycznie był chory, to była to wyłącznie jej
wina. To przecież ona trzymała go za drzwiami w mokrym ubraniu. Ona pozwoliła
mu tam gnić, aż mu się znudzi. Z drugiej strony, nie musiał tam siedzieć. Mógł
odpuścić. Oboje byli winni tej sytuacji. Nie mogła wszystkiego zwalać na
siebie.
Jeśli
jednak był zdrowy, a choroba była tylko wymówka, to tym bardziej narzucanie
swojej osoby było nie na miejscu. Tego było za dużo jak na nią. Ostatnie dni
zaczynały ciążyć jej coraz bardziej. Potrzebowała rozmowy. Jakiegokolwiek
wsparcia. Musiała się przed kimś wygadać, tylko nie wiedziała do kogo się
zwrócić. Do Natalii? Nie.. I tak była jej wierną powiernicą, a teraz sama miała
mętlik w głowie. Nie chciała jej dokładać. Z matką nigdy nie była na tyle
blisko, żeby mówić o swoich rozterkach, więc nie pozostało jej nic innego jak spacer.
Był lekarstwem na całe zło tego świata.
Gdy
zrobiła już wszystko co do niej należało, opuściła budynek redakcji.
Aura
na zewnątrz sprzyjała spacerom. Szła przed siebie. Bez celu i bez pomysłu. Tam
gdzie ją nogi poniosą. Tym sposobem dotarła nad Balaton. Na sąsiadującym z
parkiem osiedlu, mieszkał jej ojciec. Ona również, gdy była małą dziewczynką.
Odwiedzała to miejsce sporadycznie. Ostatni raz była tu kilka lat temu, po
kłótni z matką. Być, to też za dużo powiedziane. Nie weszła do mieszkania,
tylko poprosiła by ojciec zszedł na dół.
Sama
nie wiedziała, po co tu dziś przyszła. Może chciała pogadać, a może zostać
wysłuchaną. Tak jak wtedy gdy była malutka. Nie zawsze było źle. Pamiętała też
te dobre chwile, gdy tata był dla niej bardzo ważny. Był autorytetem. Nie
rozumiała tego, dlaczego w pewnym momencie się zagubił.. Wtedy tego nie
rozumiała. Później dotarło do niej, że nie sprostał wymaganiom Sławy. W
porównaniu do niej, był skromnym człowiekiem. Nie marzył o wielu rzeczach. Pieniądze
nie były priorytetem. Jemu wystarczyło mieszkanie, córka, żona i praca jaką
wówczas miał. Kiedy Sławie zaczęło to przeszkadzać, nie poradził sobie. Ciągłe
pretensje zagłuszał piciem. Któregoś dnia, po kolejnej awanturze, jej matka
spakowała ich rzeczy i po prostu się wyprowadziły. To był koniec ich małżeństwa
i jej dzieciństwa. Przypominając sobie to wszystko, poczuła żal.
Odganiając
od siebie wspomnienia, wzięła głęboki oddech i poszła pod blok. Nie chciała pamiętać
tego co złe. W końcu to był jej tata. Jaki był to był, ale jednak był. Mogła do
niego zawsze zadzwonić i pogadać. Dziś telefon to było za mało. Chciała go
zobaczyć. Niestety, wszystko poszło nie tak jak planowała. Gdy późnym
popołudniem wyszła od ojca, coś w niej pękło. Popłakała się jak dziecko.
To
co mówiła jej Sława, było jednym wielkim kłamstwem. Od lat wmawiała Elce, że po
ich wyprowadzce, Staszek popadł w życiową beznadzieję. Że rozpił się
całkowicie. Że o niej zapomniał. Nie mogła sobie darować, że uwierzyła matce na
słowo. Nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby osobiście się o tym przekonać. Po
prostu stała z boku i nie chciała się w to mieszkać. To był duży błąd. Teraz to
wiedziała.
Gdy
zobaczyła swój stary pokój, który pozostał takim jakim go zapamiętała,
zgłupiała. Była pewna, że po tylu latach, ojciec pozbył się starych zabawek i
zdjęć. Widząc te wszystkie pamiątki trzymane jak relikwie, nie wiedziała jak ma
się zachować. Kiedy zapytała Staszka, czemu tego nie wyrzucił, nic nie
odpowiedział. Spojrzał na nią smutno i poszedł zaparzyć herbatę. To dało jej do
myślenia.
Wizyta
w starym mieszkaniu nie poprawiła jej humoru. Przeciwnie, czuła się jeszcze
bardziej zagubiona. Utknęła w martwym punkcie. W czarnej dziurze, z której nie
umiała się wydostać. Zero pomysłu na siebie, na zmiany. Kompletnie nic. Co jej
pozostało? Wyjście awaryjne. Ostateczna ostateczność. Bo gdzie diabeł nie może,
tam wyśle babę do psychologa. Już od jakiegoś czasu, chodziła z zamiarem
spotkania się z Jackiem – facetem, którego poznała na warsztatach
psychologicznych. Może był nadętym bufonem z którym prawie się pokłóciła, ale
gadał z sensem. To dzięki temu spotkaniu, zaczęła pisać jako Singielka. Można
rzec, był ojcem chrzestnym tego projektu.
Co
prawda, nie miała zamiaru więcej go widzieć, ale był jedynym facetem, który
mógł ją nakierować. Dać drogowskaz na życie.
Kiedy
dotarła pod drzwi budynku, gdzie odbywały się zajęcia, pokręciła głową. To było
ostatnie miejsce gdzie powinna trafić. Ona i psycholog? Tego nie było w planie.
Przecież już miała cel. Znaleźć miłość. Problem polegał na tym, że im bardziej
goniła ten cel, to on jakby na złość przed nią uciekał. Im bardziej goniła za
facetami, tym bardziej jej to nie wychodziło. Chowając dumę do kieszeni,
pociągnęła za klamkę.
Przyznanie
się obcemu facetowi, że inny facet umówił się z nią tylko dlatego, żeby
stwierdzić, że jest bardzo fajna bo o siebie nie dba, było najbardziej żałosną
sytuacją w jej życiu. Z początku żałowała, że tu przyszła, jednak wkrótce
zmieniła zdanie. Wspólny obiad z Jackiem, uświadomił jej wiele rzeczy.
Chociażby to, dlaczego wybiera sobie potencjalnie nieosiągalnych mężczyzn. To
wynikało z jej strachu przed porzuceniem. Chociaż nie czuła, że tak robi, to
jednak sytuacja z dzieciństwa miała duży wpływ na jej obecne życie. Próba
wyobrażania sobie idealnej randki, skończyła się fiaskiem. Nawet nie umiała
wyobrazić sobie idealnego faceta, z którym byłaby na tej randce. Stało się tak
nie dlatego, że to z nią było coś nie tak. Po prostu, nie ma czegoś takiego jak
idealny facet. Żeby się o tym przekonać, czasem trzeba popełnić sto błędów. Czasem
tysiąc. Życie polega na przegrywaniu, wstawaniu i pójściu dalej. I tak w
kółko.
W
drodze na przystanek, powtarzała te słowa jak mantrę.
Nadmiar
emocji jaki towarzyszył Elce przez większość dnia, na moment pozwolił zapomnieć
o Tomaszu, który od rana czuł się jakby przejechał go walec drogowy. Gdy wrócił
od Elki, była prawie 4 rano. Zmarznięty przez nocny powrót do domu, wziął
szybki rozgrzewający prysznic i prędko wskoczył do łóżka. Dopiero teraz mógł na
spokojnie pomyśleć, leżąc przykryty po samą szyję.
To
był cholernie długi dzień, ale to wieczór wycisnął go z emocji doszczętnie. Co
prawda, wyjaśnił Elce to durne nieporozumienie, jednak stało się między nimi
coś, czego nie umiał sensownie wytłumaczyć. Nie umiał albo nie chciał. Im
bardziej się w to zagłębiał, tym większy miał mętlik w głowie. Może to nie było
nic takiego. Zwykły ludzki gest. Dotykanie twarzy jeszcze o niczym nie
świadczy. Czy aby na pewno?
Gdy
rano budzik zasygnalizował, że pora wstać, Tomasz jeszcze mocniej zacisnął
powieki. Wpadające przez okno słońce, było nie do wytrzymania. Ból głowy
rozsadzał mu skronie. Zrzucił z siebie kołdrę, czując, że jest mu strasznie
gorąco. Kiedy wstał by udać się do toalety, świat niebezpiecznie zawirował.
Usiadł z powrotem na łóżku, przykładając rękę do czoła. Był rozpalony.
Przez
chwilę próbował się skupić, gdzie posiada coś takiego jak termometr. Wiedział,
że ma gorączkę, ale nie spodziewał się aż tak wysokiej. 39, 5 stopnia
wykluczało wyjście do pracy. Nie był w stanie normalnie dotrzeć do łazienki, a
co tu mówić o prowadzeniu auta. Sięgnął po telefon, po czym zadzwonił do
Doroty, że bierze wolne. Nie przejął się jej gderaniem, że ma umówione zdjęcia
i musi być w pracy. Nie musiał. Był tylko człowiekiem. Ostatnio pracował za
troje. Robił tyle, ile poprzedni fotograf nie zrobił w dwa lata. Miał
prawo do kilku wolnych dni i chciał to wykorzystać.
Nie
był typem faceta, który się nad sobą użala. Nie chciał pomocy. W swojej ubogiej
apteczce znalazł kilka leków na przeziębienie. Niestety, większość z nich była
przeterminowana. Chorował raz na ruski rok, więc nie było to dziwne zjawisko.
Celowo
nie zawiadomił Sylwii, że źle się czuje. Wolał sam przesiedzieć w domu i się
wykurować. Plan się jednak nie powiódł. Sylwia stwierdziła, że nie ma sensu się
kłócić z powodu jakiejś Elki. Jeszcze przed pracą postanowiła go odwiedzić
i zażegnać kryzys. Gdy zastała go w takim, a nie innym stanie, włączył jej się
tryb opiekunki.
Chuchanie,
dmuchanie i opieka jak nad małym dzieckiem, to było coś czego nie znosił. Mimo
wszystko, nie chciał robić jej przykrości. Miała prawo się o niego troszczyć, ale
z umiarem.. Niestety, nie znała takiego słowa. Specjalna dieta, która
przyspieszy powrót do zdrowia oraz arsenał leków, który był pewniakiem w takich
przypadkach. To była jej taktyka na szybki powrót do zdrowia. Niestety w
połączeniu z kilkukrotnym dopytywaniem jak się czuje, wcale nie pomagała. Jedyne
czego mu było trzeba, to sen. Najbardziej odpoczywał, gdy tracił kontakt z
rzeczywistością.
Wpatrując
się w swój czarny notes, Elka siedziała na łóżku. Kartka z wypisanymi imionami
mężczyzn, którzy się wokół niej kręcą, kolejny raz przypomniała jej słowa coacha.
Mikołaj, Bajtek, Tomasz.. I co ja mam z Wami zrobić – pomyślała stukając
długopisem w papier. Dla Mikołaja była świetnym kumplem. Bajtek był psycholem,
którego powinna wysłać do Jacka, a Tomasz miał dziewczynę. Był nieosiągalny.
Zamknęła
notes zostawiając go na łóżku, po czym poszła przygotować sobie kąpiel.
Jakiś
czas później, otulona ciepłym szlafrokiem, przerzucając kanały w TV, ukradkiem
zerkała na leżący obok telefon. Jeszcze rano obiecała sobie ograniczyć kontakt.
Z każdą kolejną minutą, jej postanowienie oddalało się coraz bardziej. W końcu
się poddała. Dzierżąc aparat w dłoniach, zaczęła pisać wiadomość..
Przegram
to wstanę. Trudno – pomyślała odrobinę przygryzając wargę.
Późnym
wieczorem, zmęczony całodniową gorączką, Tomasz zasnął jak dziecko. Pomimo jego
sprzeciwu, Sylwia postanowiła zostać u niego na noc. W końcu wiedziała, że
jeśli pojedzie do siebie, Tomasz zlekceważy wszystko co mu zaleciła.
Wystarczająco długo go znała. Co prawda wolałaby, żeby chorował u niej, niż w
tej zapyziałej dziupli, którą nazywał swoim mieszkaniem, ale czego się nie robi
dla ukochanego.
Leżąc
obok niego, rozpisywała zadania na najbliższe dni. W planach miała wyjazd do
Mediolanu i wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Jej skrupulatne
rozpiski, w pewnej chwili przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Zerknęła
w stronę stołu. Nie miała w zwyczaju czytać cudzych wiadomości, jednak coś ją
tknęło. Ostrożnie podniosła się z łóżka, spoglądając czy nie budzi tym Tomasza
i sięgnęła po telefon. Przesunęła palcem po ekranie, otwierając nową wiadomość.
”Cześć Tomasz.. Podobno jesteś
chory. I widzisz? Wyszło na moje. Mówiłam Ci, że się przeze mnie rozchorujesz. Mam
teraz poczucie winy. Nie potrzebnie tak długo trzymałam Cię za drzwiami. Nie
zasłużyłeś sobie na to. Mogłam nie być taką zołzą. Przepraszam. Jestem Ci winna
dobrą kawę albo i obiad. Co będziesz chciał. Na drugi raz, o ile będzie drugi,
szybciej otworzę, żeby nie było powtórki z rozrywki. No chyba, że lubisz gorącą
herbatę i ręcznik na głowie. Wracaj do zdrowia. Całuje.. Ela”
–
Całuje? – zirytowana słowami Elki, Sylwia ścisnęła telefon Tomasza w dłoni.
Po
tym co przeczytała, zapaliła jej się czerwona lampka. A więc tak po kłótni z
nią, Tomasz spędził wieczór? Był u Elki? Po jaką cholerę do niej poszedł..
Ręcznik? O co w tym wszystkim chodzi? Zadając sobie kolejne pytania,
spojrzała raz jeszcze na treść wiadomości. Długo się nie zastanawiała. Tomasz
nie mógł tego przeczytać.
–
Twoje niedoczekanie.. – mruknęła kasując sms.
–
Od kiedy to czytasz moje wiadomości? – odezwał się Tomasz, stając tuż za nią.
Przestraszona
i podenerwowana Sylwia, podskoczyła na dźwięk jego głosu.
–
Ja.. To tylko głupia reklama. Po co ma zalegać na poczcie. Poza tym myślałam,
że to ktoś ważny. Twoja mama, tata, albo inna pilna sprawa – spojrzała na niego,
pospiesznie odkładając telefon na stół.
–
O 23? – spojrzał na nią zdziwiony, że ma go za takiego durnia. – Nie ważne czy
ważna sprawa czy nie, ja nie ruszam Twojego telefonu bez pozwolenia. W ogóle go
nie ruszam – skwitował ewidentnie zły. Chociaż nie miał przed nią nic do
ukrycia, to nie tolerował takiego zachowania.
–
Przepraszam.. – szepnęła, uwieszając mu się na szyi. – Może lepiej się połóż co?
Powinieneś jak najwięcej wypoczywać w łóżku – mruknęła mu na ucho.
–
Mam dosyć leżenia. Cały dzień śpię – zerknął na nią.
–
To może.. Potowarzyszę Ci w łóżku. Co Ty na to? – szepnęła w jego wargi.
–
Zarazisz się – odparł odsuwając się od niej. – Musisz być zdrowa na wyjazd.
–
No tak.. – zastukała palcami w stół. – Masz rację – popatrzyła na niego jak
siada.
Dziwnie
się poczuła. Przedtem jakoś nigdy nie opierał się jej zalotom. Dziś wyraźnie
dał jej do zrozumienia, że nie ma ochoty na figle. Być może była
przewrażliwiona, jednak kobiety wyczuwają, gdy coś jest nie tak. Był na nią zły
o ten cholerny telefon? Był słaby z powodu choroby? Czy może faktycznie
troszczył się o jej zdrowie.
Jakby
nie patrzeć, przebywała z nim od rana w jednym mieszkaniu. Jeśli miała się
zarazić, stało się to już wcześniej. Nie musiał być tak ostentacyjny.
Tymczasem,
minęło już pół godziny. Potem godzina. Tomasz nie odpisał.
No
tak. Znowu zrobiłam z siebie kretynkę – skarciła się w myślach, wpatrując w ekran
telefonu. – Po diabła ja napisałam. Całuje Ela? Serio? No idiotka. Czy można
się bardziej wygłupić? Brawo Elka. Kolejny raz się popisałaś – mruknęła sama do
siebie.
Czekała
za długo. W końcu wyłączyła telefon, ciskając nim w stronę fotela. Skoro nie
odpisał do tej pory, czuła, że już nie odpisze. Przegrałaś Elka. No trudno,
zaryzykowałaś, nie wyszło. Jutro wstaniesz, pójdziesz dalej i będzie lepiej – pomyślała
gasząc światło. Po chwili schowała głowę pod poduszkę, jak struś w piach.
Było
po 2 w nocy, gdy Tomasz wstał z łóżka, żeby wziąć swoje lekarstwa. Usiadł na
kuchennym parapecie z kubkiem herbaty, opierając się skronią o szybę. Warszawa
o tej porze spała. Przynajmniej w jego dzielnicy był spokój i cisza. Czasami
można było usłyszeć powracających studentów, jednak na ogół po 23, ulica
zamierała. Brak dobrego oświetlenia, też nie zachęcał do nocnych spacerów.
Ludzie spoza dzielnicy, omijali to miejsce. Jemu to nie przeszkadzało. Zarówno
dzielnica, ulica jak i sama kamienica.
Sąsiedzi
w porządku. Nikt nigdy nie robił zgrzytu. Miał wrażenie, że ludzie znają się tu
dużo lepiej, niż na zamkniętych osiedlach. Tam niby było bezpieczniej, ale gdy
przychodziło co do czego, nawet karetka pogotowia nie mogła się przedrzeć przez
szereg bram. Perspektywa zamieszkania w nowoczesnym bloku, nie była szczytem
jego marzeń.
Sylwia
lubiła nowoczesność, on był tradycjonalistą. Sam wychował się w domu
z kominkiem, starymi dębowymi meblami i przytulnym klimatem. W kuchni
zawsze pachniało ciastem, a na stole stały świeże kwiaty. Mieszkanie w którym
żył obecnie, zaprzeczało temu co lubił, ale nie narzekał. To był stan
przejściowy. Docelowo chciał mieć własny dom. Kawałek ogrodu, gdzie można
wylegiwać się na trawie. Chciał mieć też psa. Niestety, zapowiadało się, że to
marzenie pozostanie tylko marzeniem. Okazało się, że Sylwia jest uczulona na
sierść i posiadanie zwierzaka jest wykluczone. Z domem również nie wyszło.
Teraz kiedy Sylwia kupiła mieszkanie, co miał powiedzieć?
Noc
sprzyjała refleksji. Wstał aby wziąć leki, a teraz analizował swoje życie. Gdy
zerknął na zegarek, mocniej zacisnął palce na kubku. Wczoraj, mniej więcej o
tej samej godzinie, wracał od Elki. Teraz prawdopodobnie spała. Tak jak Sylwia,
na którą spojrzał. Znowu to poczuł. Jakiś wewnętrzny niepokój. Mętlik w głowie.
Nie miał pojęcia czemu tak było. Gdy zerknął na leżący na stole telefon,
sięgnął po niego. Przewinął kilka kontaktów, szukając tego właściwego, w który po
chwili wlepiał wzrok.
Chciał zadzwonić..
***
Ech ta Sylwia... Zaczyna się bawić w Nadię, co prawda w przeszłym czasie :D Mam tylko nadzieję, że tą sprawę SMS-a załatwisz szybciej, niż to się dzieje w serialu, bo inaczej nie zdzierżę ;) Dużo zdrówka dla Tomasza, żeby Elka mogła się nim też troszkę opiekować :P Czekam na kolejne przygody ;)
OdpowiedzUsuńHihihi fakt, trochę zajechało Nadią ale cóż, napięcie musi być, różowo i kolorowo nie będzie bo Wam się znudzi szybko a tak? Będziecie zaglądać ciekawi co ta singielka jeszcze wymyśli :D
OdpowiedzUsuńNo jestem ciekawa jak to się potoczy :) czekam na dalsze losy...
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że zaspokoję Twoją ciekawość już niebawem :)
UsuńDzięki za dzisiejszą notkę... Akurat świat mi się zawalił.. Prawie dosłownie... I teraz przynajmniej mam jakiś powód by się pozbierać i szukać chęci dożycia do jutra - i kolejnych dni - czekam na kolejne losy... Piszesz naprawdę wspaniale. Pozdrawiam.
UsuńScalzielisa cieszę się że chociaż tym moim pisaniem trochę poprawiam Ci humor, trzymaj się ciepło <3
Usuń