Dość
mocne pukanie do drzwi, wyrwało Elkę ze świata własnych myśli. Ledwie co opadła
na łóżko pozbawiona energii do życia, a już musiała wstać by zobaczyć kto się
tak dobija. Nikogo się nie spodziewała, chyba, że ten kretyn postanowił dalej
dręczyć ją swoją obecnością. Odsunęła łańcuch blokujący, po czym z całą siłą otworzyła
drzwi, by zastygnąć jak słup soli. Na pierwszym planie zobaczyła ogromny bukiet
czerwonych róż, a dopiero po chwili całkiem obcego jej człowieka. Kurier
wręczył jej kwiaty i gdy tylko pokwitowała odbiór, ulotnił się jak poranna mgła.
Kogo
do cholery było stać na taki gest? – zapytała sama siebie w myślach, niezdarnie
zamykając za sobą drzwi poprzez pchnięcie ich nogą. Już nie pamiętała, kiedy dostała
jakieś kwiaty. Ostatnio otrzymany goździk od Wojtka, nie mieścił się w tym
rankingu. Mało jaki bukiet mógł konkurować z tym, który właśnie trzymała w dłoniach.
Na chwilę odłożyła kwiaty na stół, szukając po szafkach odpowiedniego flakonu.
Gdy już udało się znaleźć wystarczająco duże naczynie, które utrzyma taki
gabaryt, bukiet stanął na honorowym miejscu. Wtedy też odnalazła bilecik w
gąszczu liści.
„Tego weekendu nie zapomnisz do
końca życia” – brzmiało przesłanie.
Wraz
z drobną złotą karteczką w dłoni, usiadła przy stole spoglądając na róże.
Pierwszy raz tego wieczoru się uśmiechnęła. Nie przypuszczała, że właśnie
dzięki niemu. Wojtek i jego szaleństwa – pomyślała stukając prostokątnym
bilecikiem o blat. Przez chwilę znowu poczuła, że komuś na niej zależy. Czy to
był dobry pomysł wchodzić drugi raz do tej samej rzeki? On ewidentnie tego
chciał, a ona?
Dała
na wstrzymanie. Dość miała na dziś dywagacji i rozmyślań. To nie miało
najmniejszego sensu. Co ma być to będzie. Planowanie czegokolwiek z Wojtkiem
było absurdem. Z nim nigdy nie mogła być pewna niczego.
Nadmiar
emocji szybko nakierował jej drogę do łóżka. Musiała się wyspać. Najlepiej to
na zapas, chociaż wiedziała, że to nie realne. Jeszcze leżąc w łóżku,
zastanawiała się jak to jutro będzie. Przerażała ją obecność Tomasza za
plecami. Nie miała ochoty go oglądać, a tym bardziej z nim pracować. Na szczęście
nie mieli na jutro nic zaplanowane i można było ograniczyć ze sobą kontakt do
absolutnego minimum.
Rankiem
wcale nie mogła się obudzić. Ledwo zmusiła się do wstania i pójścia do
łazienki. Jeszcze większym wysiłkiem było ubrać się i wyglądać jak człowiek.
Myślała, że jak minie noc, to zapomni o całym zajściu z Tomaszem. Niestety
wcale tak nie było. Im bliżej była redakcji, tym bardziej obawiała się
konfrontacji z nim twarzą w twarz. To było dość głupie, bo przecież tak na
dobrą sprawę nic się między nimi nie wydarzyło. Niby nic, a jednak coś. Właśnie
to „coś” zagęszczało atmosferę.
Gdy
dotarła do redakcji, poza Patrykiem nie było nikogo więcej. Trochę się
zdziwiła, że nawet Moniki nie widziała na recepcji. Siadła przy swoim biurku,
zaczynając pracę od ogarnięcia korespondencji. Była dopiero 9, ale już
wiedziała, że ten cholerny dzień będzie się ciągnął w nieskończoność. Tak było w
każdy czwartek. Ten również taki się zapowiadał. Nie głupi wymyślił, że
czwartek i poniedziałek to najgorsze dni w tygodniu.
Odpisując
na kolejny list od czytelniczki, ukradkiem zerknęła na Tomasza, który właśnie
pojawił się wraz z Krzyśkiem. Odruchowo sięgnęła po butelkę z wodą, opróżniając
jej zawartość. Kiedy tylko podszedł do swojego biurka wypakować obiektywy, Elka
wpatrzona w monitor nawet nie zareagowała. Potraktowała go niczym
powietrze. Nawet się nie przywitała. On też nie kwapił się do tego by zaczynać
rozmowę. Jej wczorajsze zachowanie dało mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma
ochoty z nim gadać. Może tak było nawet lepiej. Stąpali po bardzo cienkim
lodzie i kolejna rozmowa, mogła skończyć się gorzej, niż tylko wywaleniem za
drzwi.
Jedni
nazwaliby to przeznaczeniem, inni powiedzieliby, że los jest złośliwy. Tylko
oni potrafili siedzieć tyle czasu w jednym miejscu i akurat wstać w tym samym
momencie, odwracając się do siebie. Wymownie spojrzeli sobie w oczy. Trwało to
raptem kilka sekund, ale nawet to wystarczyło, by poczuli się zmieszani. Bez
słowa jedno wyminęło drugie, by po chwili oboje znaleźli się w kuchni dokładnie
w tym samym celu. Potrzebowali kawy.
Elka
nie chcąc włazić mu w paradę, stanęła z boku. Nawet na niego nie patrzyła,
tylko nerwowo drapała się po nadgarstku. Tomasz przygotowując aromatyczny
napój, nieśmiało zerknął w jej kierunku. Zaczepianie jej w tym stanie groziło
wybuchem z katastrofalnym skutkiem. Tak właśnie złościła się Elka Kowalik.
Bezgłośnie, ale do czasu. W końcu zawsze wybuchała i wtedy nie było już odwrotu.
Parę
minut później została sama w kuchni. Wychodząc, Tomasz musnął lekko jej ramię
swoim własnym, roztaczając za sobą zapach świeżo przygotowanej kawy. Gdy tylko odwróciła
się w stronę ekspresu, mocno się zdziwiła. Tuż obok czarnej maszyny stał
jej kolorowy kubek, a w nim gotowa już gorąca kawa. Chociaż wciąż była na niego
wściekła, to ten drobny niewymuszony gest, wywołał uśmiech na jej twarzy.
Chwilę
odczekała, po czym wróciła na swoje miejsce.
–
Uważasz, że ta kawa coś zmieni? – mruknęła z przekąsem.
–
A nie lepiej powiedzieć po prostu dziękuję? – zerknął w jej stronę.
–
Nie prosiłam, to nie dziękuję – rozsiadła się wygodniej na krześle.
–
Nie musiałaś jej brać w takim razie – odparł złośliwie.
–
Skoro już zrobiłeś to miała się zmarnować? – zapytała dość logicznie.
–
Zawsze jesteś taka wredna? – zmarszczył czoło słysząc co mówi.
–
Nie. Dziś jest Twój szczęśliwy dzień – zakpiła odstawiając kubek.
–
Chyba lepiej było jak nic nie mówiłaś – mruknął poirytowany.
–
Trzeba było mnie nie zaczepiać to bym była cicho – odparła poważniejąc.
–
Masz rację. To był błąd – zacisnął dłoń na swoim kubku.
–
Nie tylko to było błędem – po chwili wstała od stołu biorąc ze sobą teczkę.
Gdy
to usłyszał, jeszcze mocniej ścisnął kubek. Teraz on się wkurzył. Chyba
pierwszy raz Elka Kowalik zirytowała go do tego stopnia, że miał ochotę walnąć
pięścią w biurko. Próba zawarcia rozejmu odbiła się czkawką. Po tym co
usłyszał, nie miał ochoty ani jej słuchać, ani na nią patrzeć. Zabrał swoje
rzeczy i na resztę popołudnia zabunkrował się w ciemni. Potrzebował
odrobiny samotności i wyciszenia.
Siedzącą
na półpiętrze Elkę, w pewnej chwili dopadła refleksja. Chyba przegięłam –
pomyślała opierając skroń o zimną lamperię. Przecież w ogóle nie musiała
zaczynać tej durnej pyskówki. Mogła milczeć. Wziąć tę cholerną kawę i wypić w
ciszy. Cieszyć się tym drobnym gestem przyjaźni jaki jej okazał. To nie.
Musiała warczeć jak wściekły pies. Jak zwykle nie mogła powstrzymać się od
zbędnego komentarza. Zamiast chcieć pokoju, jeszcze bardziej ich ze sobą
skłóciła. Elka jesteś mistrzem dyplomacji – skarciła się któryś raz z rzędu, wstając
ze schodów.
Nie
mogła się tu ukrywać w nieskończoność.
Zanim
dotarła do swojego biurka, rozpatrywała kilka scenariuszy. Jeden z nich
zakładał, że może powinna przeprosić Tomasza. W końcu ten pajac nic jej nie
zrobił. Kawę jej zrobił, a ona zrobiła z tego aferę. Coraz bardziej przekonana
do tego pomysłu, ostatecznie zrezygnowała widząc jego puste biurko. To chyba
był znak.
Telefon
Tomasza dzwonił już drugi raz, gdy ten usiłował zatrzasnąć drzwi od ciemni.
Dopiero gdy opuścił budynek redakcji, sięgnął po aparat oddzwaniając do matki.
Rzadko do niego dzwoniła. W porównaniu do jego młodszego brata, jemu dała sporo
luzu i zaufania. Stanął na chwilę, przytrzymując telefon ramieniem do
policzka kiedy otwierał drzwi. Kątem oka zauważył wychodzącą Elkę, która tylko
przemknęła do auta, lada moment odjeżdżając z parkingu. Wtedy też wrócił na
ziemię.
–
Powtórz mamo bo coś nie zrozumiałem. Jaka paczka? – zapytał siadając.
–
Odświeżamy dom i ogarniamy starocie. Nie będę Cię tu ściągać, żebyś przeglądał
z nami to wszystko więc zapakowałam w karton i wysłałam trochę Twoich
papierów. Dziś powinieneś dostać przesyłkę. Nie wiem co z tym zrobić, czy
wyrzucić czy nie. Sam zdecydujesz – odparła siedząc nad kolejnymi pudłami.
–
Jak znajdę trochę czasu to zobaczę. Szczerze mówiąc nie pamiętam co ja tam mogę
mieć i czy cokolwiek jest mi potrzebne – zaśmiał się pod nosem.
–
No dlatego tego nie ruszam. Będziesz mieć czas to przejrzysz – westchnęła
ciężko.
–
Dobrze się czujesz? – zapytał zaniepokojony słysząc zmęczony głos matki.
–
Dobrze. Skąd to pytanie? – zdziwiła się.
–
Masz trochę dziwny głos – odrobinę się uśmiechnął.
–
Jakbyś zobaczył ten bajzel nad którym właśnie siedzę to byś się załamał.. Nie
tylko miałbyś dziwny głos. Odebrałoby Ci mowę – roześmiała się spoglądając na
stare fotografie Tomka z ojcem. – Kiedy do nas przyjedziesz? Ja wiem, wiem. Masz
kupę pracy i nie masz czasu na podróże.. Ale wiesz, jakby Ci się bardzo nudziło
to ja chętnie upiekę szarlotkę i zjemy pół blachy przez całą noc.
–
Twojej szarlotki nie odmówię. A jak mi jeszcze powiesz, że ulepisz pierogi to
mogę przyjechać nawet jutro – roześmiał się całkowicie.
–
Zastanowię się.. – odparła roześmiana od ucha do ucha.
Jakiś
czas później, odebrawszy paczkę z urzędu pocztowego, Tomasz wrócił do domu,
kładąc spory pakunek koło łóżka. Właściwie kiedy wrócił za pierwszym razem do
mieszkania i przeglądał zawartość skrzynki pocztowej znajdując awizo, wycieczkę
na pocztę chciał odłożyć na jutro lub poniedziałek. Rozsądek podpowiedział,
żeby zrobił to jeszcze dziś, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeszcze o
tym zapomni.
Późnym
wieczorem, popijając ciemne piwo, rozsiadł się wygodnie na materacu, biorąc za
przeglądanie swoich rzeczy. Zapiski ze studiów, reportaże z wyjazdów, stare
testy. To wszystko lądowało na odpowiednich stosikach. Na samym dnie pudła, w
granatowym skórzanym albumie, znalazł wspomnienia z liceum. Szkolne wycieczki,
biwaki, studniówka. Nie mógł uwierzyć, że to już 15 lat. Z większością ludzi
stracił kontakt po maturze, niektórych spotkał na przestrzeni lat, czasami
rozmawiając nieco dłużej. Kolejne zapełnione strony albumu przypomniały mu, co miał
ważnego w życiu.
Na
jednej z fotografii było ich pięcioro. On, Emilia, Aneta, Paweł i Marcin.
Paczka przyjaciół. To był pokręcony układ, ale co by nie było, jeden za
wszystkich, wszyscy za jednego. Aneta z Marcinem mimo iż bardzo się lubili,
wiecznie prowadzili wojnę o poglądy. Paweł zwykle rozwiązywał konflikt
między nimi, a Emilia wpatrzona w niego jak w najpiękniejszy obraz, zawsze
przytakiwała.
On
sam zwykle nie mieszał się w te słowne przepychanki. W całym tym zamieszaniu
nikt nie zwrócił uwagi, że skrycie kochał się w Emilii, która kompletnie tego nie
widziała. Dla niej odkąd poznała Pawła, liczył się tylko on. Radecki to,
Radecki tamto. Od zawsze był typem z cyklu „jestem zajebisty, co to nie ja”.
Nie przeszkadzał mu nawet ten cholerny aparat na zębach, który założył w klasie
maturalnej. Nawet wtedy dziewczyny coś w nim widziały. Mimo to, że Paweł odebrał
mu uwagę dziewczyny w której się kochał, zawsze go lubił. Byli jakby swoim
przeciwieństwem, a wiadomo, że przeciwieństwa się przyciągają. Kiedy Tomasz się
uczył, Paweł się bawił. Marcin w tym wszystkim był tak po środku. Najczęściej
ratował Pawła z opresji.
Po
maturze obiecali sobie, że utrzymają kontakt, jednak życie zweryfikowało ich
plany. Emilia wyjechała z rodzicami do USA, gdzie zaczęła naukę na tamtejszej
uczelni. Marcin i Aneta wyjechali na studia do Krakowa, a Paweł wylądował w
Warszawie na wydziale prawa. Tylko on został w Szczecinie. Poszedł na
geografię, nie bardzo wiedząc co chce w życiu robić. Od zawsze lubił fotografować.
Miał do tego dryg. Studia na wydziale Nauk o Ziemi, dawały mu drzwi otwarte na
świat. Zaczął podróżować i zwiedzać. Wtedy też poznał Nadię i..
Zamknął
album odkładając go na szafkę. Pewnych wspomnień nie chciał rozgrzebywać. Niech
będą trupami przeszłości. Tak było najlepiej. Dopił resztki piwa,
a wyrzucając butelkę przysiadł na szerokim parapecie, zerkając na ciemną
ulicę.
Przez
chwilę zastanowił się co robi pozostała czwórka z paczki przyjaciół.
Poranek
zastał Elkę w kompletnym bałaganie. Zasnęła dość późno, nie mogąc znaleźć sobie
miejsca. Jak zwykle uciekła w pracę i tym sposobem po otwarciu powiek,
zobaczyła otwarty laptop. Potrzebowała jeszcze kilku minut, żeby w ogóle wstać.
Nabrała tempa, gdy uświadomiła sobie, że jest piątek, idzie do pracy, dziś
wyjeżdża, a nie jest nawet spakowana. Ekspresowy przegląd szafy o 7 rano
to był kiepski pomysł.
Kiedy
ja ostatnio jechałam gdzieś z facetem? – gadała sama do siebie, patrząc na
stertę ubrań leżącą na nie posłanym łóżku. Skup się Elka – mruknęła pod nosem
rozdzielając rzeczy na kupki. Ostatecznie do torby podróżnej trafiły trzy
bluzki, spodnie, bielizna na zmianę, koszulka do spania. Ta ostatnia nie była
zwyczajna. Należała do kategorii 18+. Pakując ją do osobnej przegrody, kolejny
raz stwierdziła, że upadła na głowę.
Tuż
przed 10, z torbą na kolanach, Elka jechała do pracy. Ciepłe promienie słońca
wdzierające się przez okna tramwaju, jeszcze bardziej podgrzewały temperaturę.
Przyjemnie
podróżowało się nie stojąc w korkach. Warszawa z perspektywy pasażera miała
inny urok. Lubiła to miasto. Zarówno nowoczesne centrum jak i stare Żoliborskie
kamienice. Nigdy nie rozumiała tych ludzi, którzy ledwie mieli wolne,
natychmiast uciekali poza miasto. Może to z racji zawodu, miała takie, a nie
inne podejście. Nie była zamknięta w szklanym wieżowcu, ubrana w sztywny granatowy
uniform, zmuszona odbierać korporacyjne telefony. Może wtedy też uciekałaby z
dala od stolicy, zamykała się w głuszy, a jedynym dźwiękiem otoczenia byłby
świergot ptaków. Wystarczyło pół godziny refleksji jadąc publicznym transportem,
żeby docenić jak kocha swój zawód. Kiedy wysiadła, założyła okulary
przeciwsłoneczne i pełna energii pognała w stronę redakcji. To będzie fajny
dzień – postanowiła.
W
„Co tam?” było urwanie głowy. Na wejściu Monika oznajmiła jej, że padły serwery
i nic nie działa, a Bajtek od rana próbuje ratować sytuacje. Gdyby nie
wkurwiona Dorota, niemal każdy w redakcji byłby zadowolony z takiego obrotu
sprawy. Serwery nie działają, Internet padł, nie da się pracować. Łapacka
skutecznie próbowała obrzydzić wszystkim zaistniałą sytuację, wrzeszcząc na
cztery strony świata.
Aby
do 15 – zerknęła na stalowy zegar wiszący nad biurkiem Maleny.
Elka
zdziwiona nieobecnością Tomasza, zastanawiała się, gdzie go wcięło. Była prawie
13, a jego nadal nie było. Czyżby tak chronicznie jej unikał? To było wielce
prawdopodobne, po tym jak niemal wykrzyczała mu, że ich znajomość to błąd. Nie
powiedziała tego wprost, ale nie był głupi, żeby tego nie zrozumieć. A z
resztą.. Co on ją obchodził? Przecież miała wybić go sobie z głowy. Nie był
wart zaprzątania jej myśli.
Gdziekolwiek
teraz był, to była jego prywatna sprawa.
–
Elka! – usłyszała wyrywające ją z zamyślenia słowa Mikołaja – Słuchaj.. Co Ty
robisz w weekend? – przysiadł nagle na krześle Tomasza, przysuwając się do
niej.
–
A co? – odwróciła się podgryzając swój ołówek.
–
A tak sobie pomyślałem, że może zaliczylibyśmy parę klubów w sobotę? – zapytał.
–
A od kiedy Ty nie masz z kim iść do klubu? – spojrzała się na niego zdziwiona.
–
Znaczy się no wiesz.. Mam, ale nie w tym sensie w jakim bym chciał. Sama
rozumiesz o co chodzi – roześmiał się nieco zmieszany, co zdarzało się rzadko.
–
Rozumiem.. – uśmiechnęła się – jakbyś mnie zapytał jeszcze przedwczoraj..
–
Czyżby pojawił się ktoś o kim nie wiem? – przysunął się jeszcze bliżej.
–
Nie Twoja sprawa.. – dźgnęła go ołówkiem po nosie roześmiana.
–
Czyli randka.. – pokiwał głową po czym wstał i wrócił na swoje miejsce.
Tymczasem
uprzedzając Dorotę o swoich planach, Tomasz pojechał po Sylwię do jej
mieszkania, a stamtąd oboje udali się na lotnisko Chopina. Przed odlotem
spędzili ze sobą jeszcze krótką chwilę na rozmowie. Opuścił terminal wraz ze
startem jej samolotu.
Kiedy
przyjechał do redakcji, sytuacja była już opanowana. Planował posiedzieć do
późna i nadrobić zaległości. Do windy wraz z nim wszedł odziany w skórę,
kompletnie obcy mu facet. Normalnie nie zwróciłby na to uwagi, ale jeśli gość w
jego wieku, może nieco młodszy trzyma lizaka w ustach, to jest to niecodzienny
widok. Powstrzymując uśmiech, wysiadł z windy i skierował się od razu do
swojego biurka.
Niespełna
minutę później pojawił się chłopak z windy, wypytując każdego o Elkę. Tomasz z
Mikołajem, dość szybko pozbyli się natręta, który jednak zostawił swój numer
telefonu, prosząc o przekazanie go do rąk własnych.
W
czasie gdy tajemniczy koleś poszukiwał Elki w redakcji, ta właśnie jechała
w towarzystwie swojego byłego chłopaka. Było całkiem zabawnie, poczuć się
znów jakby miała się 20 lat. Krzyczeć przez otwarty szyberdach, czuć wiatr we
włosach i nie myśleć o żadnych nieuczciwych facetach! Była tylko ona, Wojtek i
las. Nieco się zdziwiła, gdy odebrała wiadomość od Gośki, że szukał jej w
redakcji jakiś gość jakby urwał się ze zjazdu motocyklistów. Podobno mechanik
samochodowy. Nikogo takiego nie znała i nawet nie miała pojęcia, skąd on może
ją znać. Już miała wyłączyć telefon, żeby nikt jej więcej nie ścigał jednak
postanowiła zadzwonić pod wskazany numer.
Po
tym co usłyszała przez telefon, niemal od razu zadzwoniła do siostry. Tylko ona
mogła jej wyjaśnić, co chce od niej pan mechanik, który jakimś cudem jest z nią
na ty, a mało tego nie rozróżnia głosu przez telefon. Dla niej logicznym
było, że szuka Natalii bo tylko ona ostatnio była w warsztacie, więc czemu do
cholery przylazł do redakcji szukać Elki Kowalik? Natalia obiecała, że sama to
załatwi. Tylko pytanie co?
Na
dziś miała dość dziwnych sytuacji, a to był dopiero początek. Pięć minut po jej
telefonie, zaczęła ich ścigać policja. Wyjechali z jednej z bocznych dróżek,
gdy Wojtek jechał szybciej niż powinien. Co gorsza, on nie miał zamiaru się
zatrzymać. Tylko tego jej brakowało. Być uciekinierem. Zabawa zabawą, ale jeśli
mają przez to spędzić weekend na komisariacie, to ona dziękuję i dalej nie
jedzie. Gdyby wiedziała, że jadą na nieważnych papierach, nigdy by się na to
nie zgodziła. Wojtek zaczął zapewniać ją, że dokumenty są ważne, tylko czegoś
tam brakuje, a on nie chce tracić weekendu na zbędne wyjaśnienia. Wciąż nie
przekonana do tego pomysłu, złamała się po pytaniu gdzie podziała się ta
szalona dziewczyna, która łaziła z nim po dachach. Szaleństwo i spontan, wariat
i Singielka, czy można było o bardziej doborowe towarzystwo?
W
połowie drogi, która prowadziła do Mikołajek, Wojtek zboczył z trasy, po raz
kolejny robiąc zamieszanie. Przecież mieli jechać na Mazury.. Z każdym
następnym kilometrem, Elka obawiała się najgorszego. Jak się później okazało, Mazury
to był tylko podstęp. Celem ich podróży był oddalony od cywilizacji, położony w
samym sercu lasu, klimatyczny hotel. Kiedy dotarli na miejsce, Elka zsunęła okulary
na nos, rozglądając się dookoła. Ogród wokół budynku był bajeczny. Całe to
miejsce było oderwane od rzeczywistości. Absolutnie nie pasowało do Wojtka i
jego pomysłów.
Gdy
Wojtek udał się do recepcji, ona w tym czasie rozglądała się nie wiedząc na co ma
patrzeć. Wszystko jak dotąd było idealne i nagle prysła bańka mydlana.
–
Jest Pani pewna? Jak wcześniej dzwoniłem to było pełno pokoi.. – popatrzył na
recepcjonistkę, a potem na Elkę i znów na kobietę, która nie mogła mu pomóc.
–
Ale robił Pan rezerwację? – spytała raz jeszcze. Był weekend i komplet gości.
Oczywiście mógł temu zapobiec i przewidzieć, że tak będzie, ale Wojtek nigdy
nie był dobry w te klocki. Analiza konsekwencji to była jego słaba strona.
–
Wie Pani co.. Ja mam taką prośbę do Pani jakby mogła Pani raz jeszcze spojrzeć czy
nie ma czegoś wolnego. Ja nie wierzę. Ja po prostu nie wierzę, że w całym
hotelu nie znajdzie się chociaż jeden mały pokój – prosił dalej.
–
Mamy jedynie apartament królewski.. – oznajmiła.
–
Bardzo proszę. Bierzemy królewski! – klasnął w dłonie.
–
Wojtek daj spokój. Znajdziemy coś innego – Elka spojrzała na niego.
–
Jak szaleć to szaleć. Proszę bardzo – podał kobiecie kartę kredytową, w zamian
otrzymując klucze do pałacyku na końcu ogrodu. – Dla mojej królowej wszystko –
zaśmiał się szczypiąc Elkę w pupę, przez co zaczęła przed nim uciekać.
Nareszcie
– pomyślała wychodząc z wanny. Tego jej było potrzeba. Odświeżyć się, przebrać w
seksowną bieliznę i delektować się szampanem, który wraz z Wojtkiem czekał na
nią na balkonie. Poddała się chwili. Odwzajemniając liczne pocałunki Wojtka,
wylądowali na łóżku, gotowi szaleć na całego. Kiedy mężczyzna był bliski
zerwania z Elki satynowej halki, rozległo się intensywne pukanie do drzwi,
poprzedzające wkroczenie kierownika hotelu i recepcjonistki. To momentalnie
ostudziło ich zamiary. Czy jeszcze mogło ją coś zaskoczyć? Najwyraźniej tak.
Karta
bez pokrycia czyli koszmar przygodnych kochanków. Elka będąc zaproszoną na
romantyczny wyjazd, nie sądziła, że będzie musiała za niego zapłacić. Po tym
jak uregulowała rachunek, który był równowartością połowy jej pensji, wróciła
do pokoju.
–
Ja Cię bardzo przepraszam. Ja Ci to wszystko oddam – zaczął się tłumaczyć.
–
Co Ty nie powiesz.. – spojrzała na niego chowając portfel do torby.
–
Ja nie wiem jak się stało – zaczął chodzić po pokoju.
–
Ale że co? Nie wiesz jak to się stało, że nie masz pieniędzy na koncie? – spojrzała
na niego opierając się o białą komodę, biorąc jabłko z porcelanowej patery.
–
To wszystko wina tej żmii.. – odparł biorąc piwo z barku.
–
Jakiej żmii? – ugryzła kawałek jabłka.
–
Mojej żony – odparł bez ogródek, powodując u Elki atak kaszlu.
–
Chyba byłej żony.. – zmarszczyła czoło próbując złapać oddech.
–
No właśnie.. Tak jakby nie jesteśmy jeszcze po rozwodzie – mruknął skwaszony.
–
Słucham?? Kurr.. Czy Ty na głowę upadłeś?! – podniosła głos opadając na kanapę.
–
No ale to już tylko formalność. Jej nic nie interesowało poza moimi pieniędzmi.
Tylko kasa, kasa, kasa, kasa. W trzech firmach naraz robiłem, a jej było ciągle
mało. Ona mnie wykończyła. Tylko praca, dom, praca, dom. Zero zabawy, zero
życia.. Nie to co z Tobą. Pamiętasz nasz wyjazd do Zakopanego? –
uśmiechnął się do niej czarująco.
–
Proszę Cię Wojtek. To było 13 lat temu – pokręciła głową dotykając jego
policzka.
Gdyby
dostali więcej czasu, może nawet dała by się jakoś przeprosić za tę dziwną
sytuację. Za żonę, która okazuje się nie jest byłą, a obecną i za jego totalnie
dziecinne podejście do życia. Ponowne pukanie do drzwi zaprzepaściło tę szansę.
Cała sytuacja trwała niecałe pięć minut. W tym czasie Wojtek został
wyprowadzony przez funkcjonariusza policji na przesłuchanie, a jego samochód odholowano
na parking policyjny. Gdy policjant zamknął za nimi drzwi, Elka opadła ponownie
na kanapę.
–
No to sobie zaszalałam.. – popatrzyła przed siebie na pusty pokój. W pewnym
wieku spontaniczność powinno się karać grzywną albo więzieniem – pomyślała pakując
swoje rzeczy, kiedy tylko ubrała się do wyjścia. Nie mogła tu zostać. Nawet nie
miała zamiaru. Już chciała wychodzić z pokoju, gdy przypomniała sobie o
rzeczach Wojtka i sięgnęła po jego torbę. W pośpiechu zrobiła to tak
niefortunnie, że jej zawartość rozsypała się po dywanie. Truskawkowe? Bananowe?
Kokosowe? Jezu.. – wywróciła oczami, wrzucając jak oparzona kolejne kartoniki
prezerwatyw do jego torby.
Wiedziała,
że na długo zapamięta ten widok.
Parę
minut później, czekając na bardzo sympatyczną panią recepcjonistkę, marzyła jak
najszybciej się stąd wymeldować i nie zajmować już tego pokoju. Tym samym chciała
odebrać swoje pieniądze, co okazało się nie możliwe. Kobieta zasugerowała, że równie
dobrze może zostać, bo pokój jest już opłacony do jutra do 12.
Świetnie.
Po prostu kapitalnie – odparła na propozycję. Jakoś nie miała ochoty zostać tu sama
na noc. Przecież do cholery nie tak miał wyglądać idealny weekend Singielki –
mruczała pod nosem idąc ścieżką przez las. Najprawdopodobniej jej były właśnie
był przesłuchiwany w sprawie nielegalnych dokumentów i szybkiej jazdy, a ona zamiast
tarzać się z nim w pościeli, szła przed siebie szukając jakiegoś przystanku, by
wydostać się z tej dziury. Czy to miejsce miało w ogóle jakąś nazwę?
Jedno
było pewne, koniec z szaleństwami na kolejne trzynaście lat.
Gdy
po kilku bliskich spotkaniach z krzakami i kamieniami dotarła do miejsca, który
okazał się być jedynym przystankiem w okolicy, doczytała, że ostatni autobus w
stronę Warszawy, odjechał pół godziny temu. Bez siły i bez nadziei, opadła
prosto na asfalt. Zanim zebrała myśli zaczęło się już ściemniać.
Chodząc
dookoła i szukając odrobiny zasięgu, próbowała dodzwonić się do Natalii.
Niestety, ta przepadła nie wiadomo gdzie. Nawet Robert nie wiedział gdzie jest,
bo nie dotarła na umówioną lekcję walca. Zamiast tańca klasycznego, wybrała
dziką dyskotekę. Od własnego narzeczonego wolała towarzystwo spoconych facetów,
odzianych w skóry, cuchnących tytoniem i pijących hektolitry piwa. Wśród nich
był mechanik, którego poznała gdy zawoziła samochód Elki do naprawy. Nowa znajomość
kwitła w najlepsze, Natalia bawiła się świetnie, a jej starsza siostra
zaczynała umierać ze strachu.
Kolejnym
ratunkiem był Mikołaj. W końcu sam proponował Elce, żeby gdzieś razem
wyskoczyli w weekend. Musiał mieć czas. Niestety koło ratunkowe numer dwa,
okazało się dziurawe. Swoją rundkę po klubach zaczął już dziś. W tym stanie nie
mógł jej pomóc. Życząc mu udanej zabawy, zaczęła już poważnie panikować.
Była
godzina 21, zupełnie ciemno, a dookoła las i tylko dwie latarnie. No teraz już jedna,
bo właśnie druga z nich zgasła na jej oczach. Niczym małe zwierzątko, skuliła
się nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Jej telefon był na wyczerpaniu, a nie
miała już kompletnie do kogo zadzwonić. Jeszcze dwa dni temu miałaby szansę,
ale teraz nie mogła. Może to był przypadek, a może ściągnęła go myślami. Chwilę
później to właśnie numer Tomasza zobaczyła na wyświetlaczu.
–
Halo.. – odezwała się trochę ochrypnięta.
–
Nie przeszkadzam? – odezwał się trochę niepewnie – tak wiem, nie chcesz mnie
słuchać, gadać itd. ale mam szybką sprawę. Czy mogę wykorzystać Twoje zdjęcia z
tej sesji ślubnej do prezentacji na portalu? Nie wiem, przerobię tę białą
sukienkę na czerwoną jak nie masz czasu na sesję.. Tylko tyle chce wiedzieć.
–
Tomasz.. – wymówiła jego imię pytająco, po chwili kontynuując.
Dumę
czasami trzeba schować do kieszeni. Czasami też warto poprosić o pomoc osobę,
od której już niczego dobrego się nie spodziewaliśmy. Może jednak warto wierzyć
w ludzi. Życie i trudne sytuacje weryfikują wszystko. Zawodzą Ci, których
jesteśmy pewni na sto procent, a tych których nie podejrzewamy o dobry gest,
okazują się być naszymi przyjaciółmi.
Czas
płynął tak wolno, że już straciła nadzieję. Telefon padł, a na zegarku nie
mogła dostrzec, która jest godzina. Było cholernie późno, a Tomasz już powinien
tu być. Na drodze nie było widać ani jednej malutkiej smugi światła. W pewnej
chwili zaczęła myśleć, że zrezygnował. Sposób w jaki ostatnio go potraktowała..
Miał teraz idealną okazję, żeby się na niej zemścić i ją tu zostawić. Po chwili
takich rozterek, nie zobaczyła nadjeżdżającego samochodu lecz postać idącą w
jej kierunku.
–
Tomasz?! – zerwała się z torby na której siedziała.
–
O nic nie pytam – spojrzał na nią podchodząc bliżej – nie wiem jak się tu
znalazłaś i co Ci strzeliło do głowy, ale mamy jeden mały problem – westchnął
rozglądając się.
–
Jaki problem? – spojrzała na niego – i w ogóle gdzie Twój samochód? – dopytała.
–
Myślę że jakieś 500 metrów stąd, z podwójnie przebitą oponą – westchnął, nie
wierząc w to co się dzieje. Elka od zawsze w jego życiu oznaczała kłopoty. Wiedział
już o tym od dawna, ale żeby do tego stopnia?
–
Chyba żartujesz – znowu usiadła drapiąc się po skroni.
–
A wyglądam jakbym żartował? Niestety nie mam zapasowej, a i tak by to niewiele dało
skoro szlag trafił dwa koła. Zadzwoniłem po pomoc, a Ci mili panowie z centrali
oznajmili, że będą tu najwcześniej o 8 rano. Niestety nikogo nie mają w
pobliżu, a tu jest szmat drogi. Kazali mi sobie poradzić do rana –
spojrzał się na nią.
Widząc
totalnie dobitą i na dodatek chyba nieco zmarzniętą Elkę, zdjął swoją kurtkę i nałożył
jej na ramiona, po czym usiadł na drugiej torbie, czując, że gniecie jakieś
pudełka. Chyba nie miał żadnego pomysłu jak ją pocieszyć. Sam nie wiedział co
robić.
–
Jestem wściekła na Ciebie, żeby nie było, ale w sumie jestem Ci ogromnie
wdzięczna.. Umarłabym tu gdyby Cię nie było i poddaję się. Karma wraca. Możesz
mnie zamordować. Zasłużyłam sobie – mruknęła pod nosem skruszona jak małe dziecko.
–
To prawda.. – pokiwał głową.
–
Dzięki.. Wcale nie pomagasz – westchnęła dobita.
–
Nie mam zamiaru – odparł całkiem poważnie. – A wściekła jesteś bo? Przyjechałem
Ci pomóc i teraz nie wiem jak wrócimy? Czy za to, że śmiałem zrobić Ci kawę? A
może za te cholerne zdjęcia, które Dorota kazała mi zamienić – popatrzył przed
siebie w czarną przestrzeń, po chwili zerkając na profil zdziwionej Elki.
–
Dorota Ci kazała? – spojrzała na niego jakby ktoś dał jej w twarz.
–
A co myślałaś? Że ja je zamieniłem? Proszę Cię.. – westchnął bezsilnie.
–
Przecież były beznadziejne.. – popatrzyła na niego.
–
Elka na litość Boską. Chyba mówiłem Ci z 50 razy, że te zdjęcia są bardzo
dobre, że Ty jesteś piękna i że chciałem je wstawić, a Ty dalej swoje.. –
pokręcił głową.
–
Czemu mi nie powiedziałeś? – spuściła głowę czując się jak idiotka.
–
Bo nie dałaś mi dojść do słowa. No i wywaliłaś mnie za drzwi, Ty impulsywna,
zakręcona kobieto! – zaśmiał się wstając i biorąc torbę do ręki. – To co?
Idziemy do samochodu i czekamy do rana czy zostajemy tutaj, pod nieczynną
latarnią na opuszczonym przystanku? – popatrzył na nią oczekując decyzji.
–
Jest jeszcze jedna opcja - mruknęła powoli wstając z torby.
–
Jaka opcja? – zmarszczył czoło sięgając po drugi bagaż.
–
Tylko się nie śmiej.. – odparła zażenowana. Wstydziła się o tym powiedzieć, bo
potem chcąc nie chcąc, musiałaby mu opowiedzieć jak się tu znalazła.
–
Jestem otwarty na propozycje. Słucham? – zerknął na jej lekko oświetloną twarz.
–
Kawałek stąd jest hotel. Nie wiem jak daleko ale jakoś tu doszłam. W każdym
razie mam tam wynajęty pokój, z którego notabene uciekłam i wylądowałam tutaj.
Wiem jak to wygląda, ale błagam, o nic mnie nie pytaj. Jest szansa, że ten
pokój jest wciąż wolny, ale może być też tak, że pocałujemy klamkę.. –
popatrzyła na niego i jego zaciśnięte wargi. – Dobra. Teraz możesz się śmiać –
westchnęła całkiem upokorzona.
–
Dziewczyno.. – zawył przeciągle zarzucając torby na ramię. – Czy Ty zawsze
musisz sobie tak komplikować życie? – pokręcił głową – prowadź. Chyba znajdzie
się tam kawałek kanapy albo fotela. Ostatecznie może być dywan.
–
Znajdzie się na pewno. To apartament królewski – zacisnęła wargi w lekkim pół
uśmiechu widząc minę Tomasza, który zaczął się śmiać, nic z tego nie rozumiejąc.
–
Masz apartament, a chciałaś spędzić noc w lesie? – ledwie zapytał.
–
A Ty przypadkiem nie musisz być w domu dziś wieczorem? – zmieniła temat.
–
Pytasz o Sylwię? – zmarszczył brwi – poleciała dziś do Mediolanu na weekend. Nie
wie, że tu jestem i że.. No nie ważne – zamilkł już na ten temat i tak oboje w całkowitej
ciszy szli dobre pół godziny, zanim dotarli do hotelu.
Przerażała
ją konfrontacja z recepcjonistką. Przecież to było tak żałosne, że bardziej się
nie da. Przyjechała tu z jednym niepoważnym gościem, który najpierw nie miał
czym zapłacić za pokój, potem zabrała go policja gdzie spędzi najbliższą noc, a
teraz wraca przed północą z całkiem innym mężczyzną. Jedynym pocieszeniem w tym
bałaganie był sam Tomasz, który mimo chorej sytuacji, nie zadawał krępujących
pytań.
Dziewczyna
z obsługi hotelowej niemal od razu poznała uciekinierkę. Widząc jak stoi z
jakimś mężczyzną, podeszła do nich natychmiast.
–
Czy Pani wraca do nas na noc? – zapytała cicho i dyskretnie.
–
Jeśli to jeszcze możliwe to tak.. – odparła oblewając się purpurą.
–
Naturalnie, pokój jest do państwa dyspozycji do godziny 12 – uśmiechnęła się.
Elka
wraz z Tomaszem i kluczami do apartamentu, była już kilka metrów od kobiety,
gdy ta krzyknęła, że śniadanie jest w cenie. Już nie chciała dłużej być
obiektem drwin. Gdy dotarli na miejsce, zapaliła wszędzie światła, po czym opadła
na kanapę. Tomasz odłożył bagaże i zaczął rozglądać się po przestronnych pomieszczeniach.
–
Ile Cię to.. – tylko tyle był w stanie z siebie wydusić będąc w niemałym szoku.
–
Nawet nie pytaj.. – westchnęła zakrywając twarz.
–
To będzie bardzo długa noc.. – spojrzał na nią. – I wiesz co? Chyba nie
zapomnimy jej jeszcze dłużej – szepnął jej na ucho siadając z nią ramię w
ramię.
***
Jak już pisałam - niedobra ty! :P Ale mam nadzieję że nam wynagrodzisz jak najszybciej następną częścią. Nadal główkuję co możesz wymyślić, nie wiem jak ja się w pracy skupię :D No i widzisz, co zrobiłaś? Więc żądam szybko następnej części :D Oczywiście żart, ale i tak czekam niecierpliwie na ciąg dalszy ;)
OdpowiedzUsuńTak wiem że komentarz nie ma ładu i składu, ale jestem już w pracy i ukradkiem na bloga weszłam by zostawić komentarz, a kierowniczka patrzy :D
Usuńjak to można w takim momencie przerwać :D teraz cały dzień będę myślała co będzie w następnej części ale cierpliwie poczekam i mam nadzieję że coś się między nimi wydarzy :D
UsuńAga, ja to robię specjalnie :D Przecież nic tak nie podsyca jak przerwanie w najbardziej intrygującym miejscu.. a że wynagrodzę to mam nadzieję że tak, w głowie rodzi mi się już wizja od wczoraj a dziś jak wrócę z pracy biorę się za stukani w klawisze i przelewanie pomysłów na litery <3
UsuńPani Anonimowa :D
Usuńnapięcie musi być a nie wszystko na srebrnej tacy podane od razu :>>>
Wracamy do początków. Przypominasz mi odcinki, w których Elka była zwariowaną, ale mądrą i otwartą babką, a Tomasz miał jaja. I był jakiś taki bardziej zdecydowany i otwarty. Fajnie, że u Ciebie "prześpią się" w tym hotelu. Ciawe czy Tomek dostąpi zaszczytu oglądania Elki w tej seksownej koszulce. Wpakowałaś ich w prawdziwą podróż pseudo-poślubną :p
OdpowiedzUsuńWeny i buziaki!
Piotruś
hahahaha faktycznie, nawet nie pomyślałam o tym że to taka podróż pseudo poślubna, dobrze mówisz ! Polać :D
UsuńCo do koszulki.. ciągle zastanawiam się nad tym elementem :DD
Ale miło! Przed zaśnięciem skończyłam czytać 16-ty rozdział, wstaję rano i do śniadania 17-ty :D
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ty to robisz ale przy każdym wpisie im idę dalej wgłąb teksty tym mam corz szerszy uśmiech na twarzy - trochę mnie już szczęka boli, ewidentnie skończe jak siostra wieloryba ALE nie żałuję :D
Dobrzę widzę, ze dodajesz praktycznie codziennie? Czy to znaczy, że dzisiaj kolejna część? :D
Oczywiście że dziś będzie kolejna część <3
UsuńNo właśnie to było wredne przerywać w takim momencie :D
OdpowiedzUsuńTym bardziej ,że nie spodziewałam się takiego zakończenia oj coś coś czuje ,że w następnej części będzie się działo <3
mam nadzieję że będzie się podobać :)
UsuńWidzę, że akcja się rozkręca :) śmieje się sama do siebie...jestem ciekawa rozwoju akcji :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że akcja się rozkręca :) śmieje się sama do siebie...jestem ciekawa rozwoju akcji :)
OdpowiedzUsuńCiekawnie, ciekawnie. Kotwiczysz Tomasza. Oprócz postaci, które poznamy w Szczecinie, pojawiłaś kolejne. Pisz, pisz. Poprawki w praiw dwa lata, to jest coś.
OdpowiedzUsuńOooo, widzę pewne nawiązanie do "O mnie się nie martw" :D <3
OdpowiedzUsuńJezu, obie części przeczytałam w 10 minut i ciągle mi mało! :D Boże, jak Ty uzależniasz!
OdpowiedzUsuń